środa, 25 lipca 2018

M.L. Stedman - Światło między oceanami

M.L. Stedman - Światło między oceanami


Tytuł:  Światło między oceanami
Autor: M.L. Stedman
Liczba stron: 432


Poruszająca opowieść o niszczycielskiej sile niewłaściwych wyborów. O złych decyzjach dobrych ludzi. O szczęściu, z którego tak trudno zrezygnować… 

 Rok 1920. Tom Sherbourne, inżynier z Sydney, wciąż nie może się uporać ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny. Posada latarnika na oddalonej o 100 mil od wybrzeży Australii niezamieszkanej wysepce Janus Rock i kochająca żona Isabel, która decyduje się dzielić z nim samotność, stopniowo przynoszą mu spokój i pozwalają pokonać upiory przeszłości. Los wystawia ich jednak na ciężką próbę. Po dwóch poronieniach i wydaniu na świat martwego chłopca, Isabel dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć dzieci, i popada w depresję. I wówczas zdarza się cud: do brzegu wyspy przybija łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlęciem. Ulegając namowom żony, kierując się głosem serca, a nie zasadami moralnymi, Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na życiu wielu ludzi...


Czasami jest tak, że opinie naprawdę potrafią przekonać mnie do tego, by sięgnąć po książkę, na którą nie potrafiłam zwrócić większej uwagi. Kiedy dołożyć do tego mocną akcję reklamową, a nawet ekranizację, okazuje się, że prędzej czy później dany tytuł ląduje w moich rękach, a ja nie mam pojęcia czego się spodziewać. Czy zachwytu, który zdaje się wszechobecny, czy może rozczarowania, bo moje pierwsze odczucia okazywały się słuszne i niepotrzebnie inwestowałam w coś, co początkowo nie było mnie w stanie zainteresować? „Światło między oceanami”, jest gdzieś pomiędzy. Dlaczego? O tym za chwilę, a teraz co nieco o samej fabule.

W roku 1920 inżynier z Sydney ma spory problem z radzeniem sobie, ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny i łapie się posady latarnika na małej, spokojnej Australijskiej wyspie Janus Rock, gdzie zamieszkuje wraz ze swoją żoną Isabel. Małżeństwo dzieli ze sobą codzienność, zamieszkując w latarni. Isabel każdego dnia wspiera swojego męża w walce z demonami przeszłości, jednak w niedługim czasie sama również potrzebuje takiego wsparcia, kiedy dwukrotnie dochodzi u niej do poronienia, a skutki są opłakane, gdyż kobieta dowiaduje się, że nigdy więcej nie będzie mogła mieć dzieci. Wtedy los uśmiecha się do małżeństwa Sherbourne, choć w nieco przykrych okolicznościach. Tom znajduje na brzegu wyspy rozbitą łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlakiem, którego postanawia zabrać do domu. Isabel widząc dziecko, decyduje się je zatrzymać, nie bacząc na zasady moralne, jak i prawne, a kierując się głosem własnego serca. Tom początkowo nieprzychylnie nastawiony do tego pomysłu, z biegiem czasu zaczyna akceptować sytuację, w jakiej został postawiony, dzięki czemu tworzą pełną rodzinę, której dotąd niedane było im założyć. Niestety z biegiem czasu wszystko zaczyna się komplikować, zaś wychowywanie dziecka innych ludzi, niesie za sobą przykre konsekwencje.

„Światło między oceanami” z pewnością jest historią poruszającą, która potrafi chwycić człowieka za serce. Fabuła jest interesująca, zamysł autorki na tę książkę, jak najbardziej trafiony i teoretycznie nie można niczego zarzucić temu debiutowi, bo jakby nie patrzeć losy Toma i Isabel mają w sobie to coś, co potrafi zapaść w pamięć na długo. Historia pozornie prosta, z jaką można by się spotkać w rzeczywistości, ale głęboka i mająca przekaz, który trafia do czytelnika. Niestety na superlatywach poprzestać się nie da, ponieważ ten tytuł ma również swoje minusy. Jednym, w moim odczuciu najważniejszym jest to, że spotykamy się z obszernymi opisami, które w większość niczego konkretnego do historii nie wnoszą, przez co momentami czytanie niesamowicie się dłuży, a ja coraz bardziej niecierpliwiłam się w kwestii dotarcia do tych fragmentów, które były dla mnie najbardziej istotne. Kilkukrotnie złapałam się również na tym, że przerzuciłam kilka kartek w dół, błagając autorkę o to, by w kolejnej swojej książce, która być może trafi do mojej biblioteczki, odpuściła sobie ogromną ilość powtórzeń i opisów. Z tych, najbardziej interesującymi okazały się dla mnie te, dotyczące samej wyspy, oraz najważniejsze — latarni. Poza tym nie widziałam w pozostałych opisowych fragmentach niczego szczególnego, a całość nie zwaliła mnie w żaden sposób z nóg i o ile od zawsze preferuję książki, niż ekranizacje, bo wówczas moja wyobraźnia ma pole do popisu i własnego zinterpretowania tego, co zapisane na kartkach papieru, tak w tym przypadku, film okazał się lepszą opcją, chociaż również nie zwalającą z nóg.



Zrozumiałem, że aby myśleć o przyszłości, należy pogodzić się z tym, że nie zmieni się przeszłości. ” 

poniedziałek, 23 lipca 2018

Cherrie Lynn - Do szaleństwa

Cherrie Lynn - Do szaleństwa

Tytuł:  Do szaleństwa
Autor: Cherrie Lynn
Liczba stron: 304


Co robi słodka i niewinna dziewczyna, która nie chce być dłużej słodka i niewinna? 
Seksowny tatuaż. 
I zdobywa superseksownego faceta... 

 Candace ma dość sprawiania przyjemności innym, zwłaszcza rodzicom, którzy wciąż dyktują jej, co ma robić. Czas sprawić przyjemność sobie. Postanawia więc zafundować sobie na urodziny tatuaż. A nikt nie zrobi tego lepiej niż Brian, w którym Candace kocha się od dawna… 

 Od pierwszej chwili, gdy wchodzi do jego studia tatuażu, pociąg, jaki zawsze do niego czuła, wybucha ze zdwojoną siłą. A Candace uświadamia sobie, że nieziemsko seksowny artysta może dać jej o wiele więcej, niż rozkoszny obrazek na nagiej skórze. Jeśli tylko Candace odważy się sprzeciwić rodzinie i posłucha głosu serca, które mówi, że za tatuażami kryje się najwspanialszy facet na świecie…



„Do szaleństwa”, trafiło w moje ręce zupełnym przypadkiem. Chciałam jakiejś lekkiej lektury, względem której nie miałabym wygórowanych wymagań, a opis wydawcy sprawił, że padło właśnie na tę konkretną pozycję, której autorki wówczas w ogóle nie kojarzyłam. Wydawało się, że będę miała do czynienia z czymś, co przeczytam i niedługo zapomnę, że w ogóle miałam styczność z takim tytułem. W końcu wszystko sugeruje nam kolejną romantyczną historię, gdzie dziewczyna z dobrego domu, zakochuje się w niekoniecznie grzecznym, na dodatek piekielnie seksownym facecie. Nic szczególnego? Oczywiście, ale nie zmienia to faktu, że książka jest dobrze napisana i mimo oklepanego schematu, warto się z nią zapoznać, czego dowodzi to, że sięgnęłam również po kolejną część, ciekawa losów innych bohaterów.


W „Do szaleństwa” poznajemy dwudziestotrzyletnią Candace, dziewczynę, która nie jest już dzieckiem, ale żyje pod dyktando swoich rodziców, którzy utrzymując ją, nie mają problemu z tym, by trzymać ją pod kloszem. Nadchodzi jednak moment, w którym ogarnia ją mała potrzeba podkreślenia swojej niezależności i dziewczyna decyduje się na pierwszy tatuaż, przy wyborze miejsca na ciele, mając na uwadze to, że rodzice nie powinni go zobaczyć. Wraz z najlepszą przyjaciółką udaje się do Briana, który jako jedyny ze swojej rodziny postawił na bunt i wyróżnia się tatuażami, kolczykami i mocnym stylem, który podkreśla jego sympatia do rockowej muzyki. Brian jest również byłym facetem kuzynki Candace i właściciela studio tatuażu, a dziewczyna wychodzi z założenia, że to właśnie on wykona ten urodzinowy prezent najlepiej. Candace od lat ukrywa przed wszystkimi swoje uczucia, które żywi względem dwudziestoośmioletniego mężczyzny, nie chcąc przekraczać narzuconych granic i wkraczać w życie kogoś, kto był istotną częścią codzienności bliskiej jej osoby. Tego dnia wszystko zaczyna się powoli zmieniać, gdy Brian daje Candace swój numer i zaczynają się spotykać, jako dwójka bardzo dobrych znajomych, która lubi powspominać stare czasy, czy obejrzeć wieczorem jakiś film na kanapie, z miską popcornu. Taki właśnie wieczór, sprawia, że dziewczyna otwiera się bardziej, niż by tego chciała, pozwalając na to, by dotychczasowa granica jaką tworzyli, przestała istnieć. Wyjawia swoją słabość, pozwala się zbliżyć Brianowi bardziej, niż sam był skłonny przypuszczać, że mogłaby tego chcieć, co ostatecznie doprowadza ich do związku, w którym pokazują, że przeciwieństwa naprawdę się przyciągają, a życie nie jest usłane różami, gdy żyje się w dwóch różnych światach.

Jeżeli ktoś ma ochotę na spędzenie kilku godzin nad lekką lekturą, zapoznając się z losami całkiem fajnie przedstawionych bohaterów, to książkę Cherrie Lynn, mogę jak najbardziej polecić. Brian jest facetem z charakterem, a Candace również nie można niczego zarzucić, bo dobrze wie, czego chce od życia i dąży do tego, by było po jej myśli. Całą historię czyta się naprawdę szybko i co ważne, nie nudzi ona czytelnika. Nawet jeśli ktoś nie przepada za erotykami, to zauważyć trzeba, że chociaż „Do szaleństwa”, jest zaliczane do tej właśnie kategorii, tych kilka łóżkowych scen, jest napisanych ze smakiem, słownictwo nie razi po oczach i przedstawia nam sensownie wyglądające podejście do seksu, którym kieruje się doświadczony mężczyzna oraz dziewczyna, która przez te dwadzieścia trzy lata była dziewicą. Momentami książka wydaje się naprawdę przewidywalna, ale mimo to, wciąż uważam, że jest na tyle dobra, by sięgnięcia po nią nie uznać za zmarnowanie czasu.


Wolę żałować czegoś, co zrobiłem gdy byłem młody i szalony niż czegoś na co nigdy nie starczyło mi odwagi. ” 

sobota, 21 lipca 2018

Olga Gromyko - Szczurynki. Szczurzy żywot w opowiastkach i obrazkach

Olga Gromyko - Szczurynki. Szczurzy żywot w opowiastkach i obrazkach

Tytuł: Szczurynki. Szczurzy żywot w opowiastkach i obrazkach
Autor: Olga Gromyko
Liczba stron: 250


„Czasami pisarze muszą robić dziwne rzeczy. Na przykład łazić po piwnicy z zapalniczką (sprawdzając, na ile wystarczy i co za jej pomocą można zobaczyć), studiować grzyby jadalne z atlasem w ręku lub czytać śmiertelnie nudne podręczniki do fizyki. Albo hodować szczura, żeby jak najbardziej prawdopodobnie opisać jego zwyczaje”. 

 W taki to sposób do domu Olgi Gromyko trafił szczur, ochrzczony imieniem Falk. Miał to być tylko jeden, jedyny, malutki szczurek, kupiony jako materiał badawczy do tworzonej właśnie powieści. A potem… Zaszczurzyło się w domu pani Olgi błyskawicznie, kiedy jedna po drugiej zaczęły w rodzinie pojawiać się ogoniaste damy. Ryska, Vesta, Fudżi… Każda z własnym, indywidualnym charakterem, obyczajami i gustami. 

 Na podstawie obserwacji szczurzego towarzystwa powstała następnie książeczka pt. „Szczurynki” zawierająca przezabawne anegdoty z życia zwierzątek, dramatyczne opowieści o ich przygodach w domu, na wystawach i nawet na planie filmowym(!), jak również konkretne porady praktyczne dla początkujących hodowców (aczkolwiek bez moralizatorstwa). Szczur to nie zabawka i nie mebel – szczur to osoba! 

 Dodatkowym atutem „Szczurynek” są prześliczne, dowcipne ilustracje wykonane przez Marinę Misiurę, dzięki czemu jest to znakomita lektura dla czytelników w każdym wieku.


Ciężko nie sięgnąć po książkę o szczurach i to opartą na faktach, kiedy ma się na punkcie tych zwierząt istnego fioła. Sama goszczę te zwierzęta w swoich czterech ścianach od ponad pięciu lat i przewinęło się już kilkanaście osobników, gdzie każdy wykazywał się odmiennym charakterem, nawykami i podejściem nie tylko do człowieka, ale również innych zwierząt. Kiedy więc wyszła książka Olgi Gromyko, wiedziałam, że nie będzie ona przeze mnie pominiętą i z radością, gdy otrzymałam ją na urodziny, przystąpiłam do lektury, na dobre zatracając się w tej przezabawnej, momentami wzruszającej opowieści, nie potrafiąc zliczyć razów, kiedy przez głowę przewijała się myśl "mogę napisać dokładnie to samo".

Szczurynki” to naprawdę świetne opowieści o codzienności spędzonej w szczurzym towarzystwie, oparte na prawdziwych doświadczeniach autorki, która zakupiła i chciała posiadać tylko jednego szczurka, jaki miał być obiektem badawczym potrzebnym do napisania tej książki. Jej plany się zmieniły, gdy do domu zawitały kolejne gryzonie, stające się nie tylko obiektami badawczymi, ale przede wszystkim członkami rodziny tak samo, jak dla większości z nas stają się nimi psy i koty. Razem z autorką przeżywamy kolejne dni jej przygody z tymi zwierzętami, poznając ich pozytywne strony, ale również negatywne. Jedne strony przyprawiają czytelnika o śmiech, by kolejne sprawiły, że oczy zaczynają się szklić. Całość daje do zrozumienia, że mimo niesamowitej inteligencji, te zwierzęta nie są niczym pies, czy kot i wymagają wyjątkowej opieki, ale również pokazuje, że nie takie szczury straszne, jak je malują.

Wbrew temu, co widzimy na okładce, nie mamy tu do czynienia z bajką, którą można by przeczytać dziecku na dobranoc, ale książką, która dostarcza nam wielu praktycznych porad dotyczących opieki nad tymi niesamowicie inteligentnymi gryzoniami. Rzecz jasna nie wszystkie powinno brać sobie w stu procentach do serca, gdyż autorka sama uczyła się wszystkiego od podstaw, jednak wiele z tych porad jest naprawdę w porządku i można się nimi kierować, mając bezpośredni kontakt z hodowlanymi szczurami. Ponadto zauważyć trzeba, że Olga Gromyko jest mistrzynią pisania w żartobliwy sposób, a jej styl należy do nietuzinkowych i bardzo przyjemnych, przez co przebrnięcie przez tych 250 stron jest prostsze, niż mogłoby się wydawać. „Szczurynkimogę więc polecić każdemu, kto ma ochotę na lekką, zabawną lekturę, albo chce lepiej poznać gryzonie, bądź kiedyś ugościć takiego w swoim domu!





W normalnych domach ludzie wstają wraz z kogutami, a w naszym - ze szczurami ” 

piątek, 20 lipca 2018

Reed Timmer, Andrew Tilin - Łowca Burz

Reed Timmer, Andrew Tilin - Łowca Burz


Tytuł:  Łowca Burz
Autor: Reed Timmer, Andrew Tilin
Liczba stron: 304


Gwałtowne tornada, zabójcze huragany i niebezpieczne przygody w ekstremalnych warunkach pogodowych 

Wyobraź sobie trąby powietrzne, które zrównują z ziemią domy, a samochody zmieniają w latające pociski. Wyobraź sobie przerażające burze, którym towarzyszą grzmoty, błyskawice i ulewne deszcze. Pomyśl o wietrze, który potrafi wiać z prędkością 400 km/h, wyrywając drzewa z korzeniami. Brzmi dostatecznie groźnie? 

 Reed Timmer uwielbia taką pogodę i umie o niej opowiadać jak nikt inny. Ten łowca burz i meteorolog od dziecka fascynował się zjawiskami atmosferycznymi. W swojej książce pisze o hipnotyzującym pięknie i przerażającym chaosie burz i tornad, wyjaśnia, jak do nich dochodzi i w jakich warunkach powstają. Jego opowieść jest także świadectwem ogromnej pasji, graniczącej z obsesją, która pozwala na pełne emocji życie, ale i stwarza prawdziwe zagrożenia. 

 Poznaj najbardziej zdeterminowanego i odnoszącego największe sukcesy ŁOWCĘ BURZ, gwiazdę DISCOVERY CHANNEL. Niech stanie się twoim przewodnikiem w szalonym i groźnym świecie ekstremalnych zjawisk pogodowych.


Od kiedy pamiętam, fascynowały mnie wszelkie niebezpieczne zjawiska pogodowe, od ulewnych deszczy, przez porywiste wiatry, po silne burze, które wiele osób przyprawiają o niepokój. Wszystko zaczęło się wraz z obejrzeniem filmu „Twister”, który jest nam wszystkim doskonale znany i, który sprawił, że za dziecka marzyłam o tym, by być jak Helen Hunt łowiąca tornada. Z wiekiem mi nie minęło, a fascynacja tornadami i ekstremalnymi zjawiskami pogłębia się po chwilę obecną. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok programu telewizyjnego Reeda Timmera, a kiedy pojawiła się książka na temat jego pracy, musiałam po nią sięgnąć, by dowiedzieć się jeszcze więcej o wszystkim, co wpływa na zjawiska pogodowe, z jakimi spotyka się świat.


„Łowca burz” to książka, w której poznajemy Reeda Timmera, dotąd znanego nam głównie z takich programów jak „Dogonić tornado”, czy „Tornado Glory”. Obecnie trzydziestoośmioletni mężczyzna, zainteresował się zjawiskami meteorologicznymi po tym, jak w dzieciństwie nad jego domem przeszła burza z gradem wielkości piłeczek golfowych. Mając siedemnaście lat, udało mu się nakręcić swój pierwszy film z tornadem i w tym samym roku rozpoczął studia na uniwersytecie w Oklahomie, który ukończył, otrzymując tytuł licencjata i doktora naukowego. Reed Timmer w tornadach i huraganach zakochał się na amen. Nie jeden raz ryzykował własnym życiem, dla kilku dodatkowych ujęć i lepszego zrozumienia tego, co potrafią zdziałać siły natury na naszych oczach. W książce opisuje swoje przeżycia, bogate we wszelkiego rodzaju opisy tego, co czuł, widział i słyszał, gdy ulewne deszcze dawały się wszystkim we znaki, a silne porywy wiatru, potrafiły wyrywać drzewa z korzeniami, przenosząc je dalej o kilka, a czasem i kilkanaście metrów. Zapoznajemy się również z procesem badań naukowych dotyczących powstawania trąb powietrznych, czy tego, jak z drobnych próbował uzbierać odpowiednią kwotę do tego, by zatankować samochód i wybrać się na kolejne łowy, nie mogąc znieść myśli, że mógłby przepuścić kolejne groźne zjawisko. To właśnie z Reedem Timmerem, poznajemy piękno natury, która potrafi być groźna.

Świadomość, że ten facet istnieje na prawdę i można go spotkać na słynnej amerykańskiej Alei Tornad, sprawia, że czytając książkę, nie raz zastanawiamy się nad tym, co Timmer ma w głowie. W końcu mało kto pokusiłby się o to, by pchać się w zagrożone rejony z własnej, nieprzymuszonej woli, zamiast spędzać czas na wygodnej kanapie w zaciszu domu na drugim końcu stanu, gdzie nikomu nic nie grozi. Całość tekstu jest dopieszczona kilkoma stronami świetnych zdjęć, które przedstawiają tornada, chmury na tle cudownych okolic, czy specjalnego samochodu, którym porusza się łowca burz. Historia, którą przedstawia nam autor, to nie tylko nauka. To coś więcej, co mówi nam o pasji, odwadze, strachu i ryzyku, jakie ponosi się, robiąc coś, co się kocha. Czy książka jest tak piorunująca, jak zapewnia nas okładka? Dla kogoś, kogo fascynuje proces powstawania burz i tornad, kogoś, kto chciałby doświadczyć dreszczu emocji w spotkaniu z tak silnymi zjawiskami, z całą pewnością. A dla tych, którzy nie interesują się meteorologią, ta pozycja może okazać się ciężka i męcząca przez wzgląd na sporą ilość pojęć i opisów, które nie dla wszystkich mogą być zrozumiałe. Mimo to wydaje mi się, że warto sięgnąć po „Łowcę Burz”, który potrafi wciągnąć niczym sporych rozmiarów tornado, gdyż jest historią opartą na faktach i przedstawia doświadczenia autora, który postanowił podzielić się swoją wiedzą, oraz tym, czego doświadczył na własnej skórze.





Łowienie tornad wystawia na próbę twoją inteligencję i pozwala ci się zmierzyć z niesamowitymi, widowiskowymi siłami natury. Poza tym jest ono jak strzał w żyłę dla każdego ćpuna uzależnionego od adrenaliny” 

czwartek, 19 lipca 2018

K.N. Haner - Piekielna miłość

K.N. Haner - Piekielna miłość

Tytuł:  Piekielna miłość
Autor: K.N. Haner
Liczba stron: 384


Nicole 
 Czasami jedna chwila już na zawsze odmienia nasze życie. Kto powiedział jednak, że powinniśmy poddawać się temu, co przyniósł nam los? Dlaczego nie możemy się zbuntować, powiedzieć dość i zrobić wszystko po swojemu? Może dlatego, że nie mamy na to sił? Wydarzenia ostatnich tygodni sprawiły, że nie poznaję samej siebie. W lustrze widzę zupełnie obcą kobietę. Jedynie czego pragnę, to zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Niestety każdy dzień przypomina mi, że tak naprawdę nic nie znaczę. Nie mam nic. Nie mam serca. Duszy. Przyszłości. Teraz jestem przecież po prostu zwykłą dziwką. 

 Marcus 
 Dojdę do samych bram piekieł, by ją odnaleźć, i wyrwę ją ze szponów tego, który chce nas zniszczyć. Poświęcę wszystko, co mam. Oddam duszę, która znowu żyje właśnie dzięki niej. Zmieniłem się. Kiedyś wszystko, co robiłem, robiłem ze złości i poczucia niesprawiedliwości. Żyłem nienawiścią, pragnąłem zemsty na tych, którzy tak naprawdę nie powinni mnie obchodzić. Dobiłem do dna, a wtedy poznałem Nicole i to ona sprawiła, że zacząłem piąć się w kierunku światła. Teraz robię wszystko z miłości do tej jedynej. Nicole to moja miłość. Piekielna miłość.



Kilka dni temu napisałam recenzję „Zakazanego układu”, K.N. Haner, którą możecie przeczytać tutaj. Obiecałam wówczas, że w najbliższym czasie na blogu pojawi się recenzja drugiej i zarazem ostatniej części tej cudownej serii, którą pokochałam całym sercem i, do której będę regularnie wracać, bo z niektórymi książkami tak właśnie jest, że przeczytanie ich jeden raz, nie wystarczy. Seria Mafijna miała to do siebie, że po przeczytaniu „Zakazanego układu”, czułam niesamowite zniecierpliwienie, wiedząc, że muszę poczekać na „Piekielną miłość”. Przez długi czas zastanawiałam się nad tym, jak potoczą się dalsze losy Nicole i Marcusa, kiedy to zakończenie pierwszej części łamało serce i pozostawiło czytelnika z niepewnością dotyczącą tego, co wydarzy się dalej. Kiedy więc Piekielna miłość trafiła do sprzedaży, musiałam po nią sięgnąć i jak najszybciej zatracić się w lekturze. Przez jej treść przebrnęłam równie szybko co przez tą poprzednią i cóż... Mam kilka zastrzeżeń, a właściwie jedno, ale nie zmienia to faktu, że jestem oczarowana pomysłowością i talentem Kasi Haner, a losy Nicole i Marcusa, śledziłam z czystą przyjemnością. I jeśli ktoś nie zapoznał się z pierwszą częścią, to zalecam zaprzestania czytania tej recenzji w tym momencie ;)


Akcja dzieje się tuż po tym, jak Nicole zostaje porwana i rozdzielona ze swoim nowo narodzonym synkiem. Bezwzględny gangster Aleksander zabrał jej wszystko to, co było dla niej najważniejsze. Została oderwana w brutalny sposób od tego, co kochała najbardziej, by trafić do meksykańskiego burdelu, gdzie miała być dziwką, jaką faszerowano lekami, od których szybko się uzależniła, tylko i wyłącznie dlatego, że Aleksander chciał się zemścić na Marcusie, z którym od dawna toczył wojnę. Marcus zaś jest gotowy zrobić wszystko, by uratować kobietę, którą pokochał, bo nawet największemu twardzielowi zdarza się obdarzyć drugą osobę naprawdę silnymi i szczerymi uczuciami. To w tym świecie pełnym narkotyków i broni, ludzkiej krwi, prostytucji i bezprawia, najwięksi wrogowie okazują się przyjaciółmi, a przyjaciele wrogami, czego dowodem jest to, że Nicole może liczyć na wsparcie Diego, który jest bratem bezwzględnego Aleksandra. To właśnie z pomocą mężczyzny próbuje się wyrwać z piekła, do którego trafiła i dojść do tego, gdzie podziewa się jej synek. Dziewczyna chce odzyskać jedynie dziecko i znaleźć spokój, nie dbając o swoje uczucia, jakie żywi względem Marcusa. Te po tym, co przeżyła, zostały wystawione na ciężką próbę, a zaznanie odrobiny szczęścia, wydaje się czymś niemożliwym do osiągnięcia, kiedy zapoznajemy się z kolejnymi stronami „Piekielnej miłości”.


Losy bohaterów pokazują, że świat mafii jest bezwzględny i żyjąc w nim, nikomu nie można ufać w stu procentach. Nie wiadomo, kiedy przyjaciel wbije nam nóż w plecy, a wróg postanowi wyciągnąć rękę na zgodę. Piekielna miłość dostarcza nam ogromu emocji, dramatycznych momentów, ale również chwil wzruszeń. Kasia Haner stworzyła serię, która wywarła na mnie spore wrażenie i na stałe zagościła na półce z książkami. Jedyne moje zastrzeżenie, o którym wcześniej wspominałam, wiąże się z pokazywaniem tych samych momentów z perspektywy dwóch różnych osób. Początkowo ciężko było mi się przyzwyczaić do tego, że czytam tę samą scenę dwa razy, tylko widzianą oczami drugiej postaci, jednak dość szybko dostrzegłam tego pozytywne strony. Można było się zapoznać z odczuciami nie tylko Nicole, ale również Marcusa, co pozwalało lepiej zrozumieć ich zachowanie, czy podejmowane decyzje. Podoba mi się bardzo to, że autorka ma głowę pełną pomysłów, by komplikować życie postaci, które stworzyła. Dzięki temu lektura nie zaczyna mnie nużyć i nie rozglądam się po bokach, w celu znalezienia sobie ciekawszego zajęcia, bo kolejne strony przewracam z zainteresowaniem, zaciekawiona tym, co więcej zostało przygotowane, kiedy mamy do czynienia z dylematami i wewnętrznymi rozterkami nie tylko głównych bohaterów, bo nawet te poboczne postaci są świetnie wykreowane. Całość mogę więc skwitować tylko tym, że z pewnością nie zakończę swojej przygody z twórczością K.N. Haner na dwóch dotąd przeczytanych seriach i z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnych książek, które są w trakcie przygotowań.





Dam nam czas. Jemu i głównie sobie, bo czas podobno leczy rany. Chcę w to wierzyć. Bardzo chcę. ” 

środa, 18 lipca 2018

B.A. Paris - Za zamkniętymi drzwiami

B.A. Paris - Za zamkniętymi drzwiami

Tytuł:  Za zamkniętymi drzwiami
Autor: B.A. Paris
Liczba stron: 304


ŚWIATOWY BESTSELLER, KTÓRY WYWOŁAŁ SENSACJĘ NA MIĘDZYNARODOWYM RYNKU WYDAWNICZYM 

 Perfekcyjna para? Doskonałe małżeństwo? Czy idealne kłamstwo? 

 Wszyscy znamy takie pary jak Jack i Grace: on jest przystojny i bogaty, ona czarująca i elegancka. Chciałoby się poznać Grace nieco lepiej, ale to niełatwe, bo Jack i Grace są nierozłączni. Niektórzy nazwaliby to prawdziwą miłością. Wyobraź sobie uroczystą kolację w ich idealnym domu, miłą konwersację, kolejne kieliszki dobrego wina. Oboje wydają się w swoim żywiole. Przyjaciele Grace chcieliby zrewanżować się lunchem w przyszłym tygodniu. Ona chętnie przyjęłaby zaproszenie, ale wie, że nigdy z nimi nie wyjdzie. Ktoś mógłby spytać, dlaczego Grace nigdy nie odbiera telefonów, nie wychodzi z domu, a nawet nie pracuje. I jak to możliwe, że gotując tak wymyślne potrawy, w ogóle nie tyje? I dlaczego w oknach sypialni są kraty? Doskonałe małżeństwo czy perfekcyjne kłamstwo?



B.A. Paris zadebiutowała z przytupem, a ogólny zachwyt nad thrillerem psychologicznym „Za zamkniętymi drzwiami”, w pełni popieram i z niecierpliwością czekam na ekranizację tej konkretnej pozycji, zaciskając przy tym kciuki, by reżyser, który podejmie się nagrania filmu, nie spartaczył sprawy, jak to niektórzy mają w zwyczaju, zwłaszcza że cała historia przedstawiona jest z dwóch perspektyw: przeszłości i teraźniejszości. Dzięki temu możemy się dogłębnie zapoznać z poszczególnymi wątkami, które toczą się w szybkim tempie, dzięki czemu potrafią utrzymać napięcie i zaciekawienie w czytelniku. Mimo tego, że powieść jest napisana w prostym, nieskomplikowanym języku, bez nadmiernej ilości dokładnych opisów, skupiająca się w sporej mierze na konkretach, ma w sobie to coś, co sprawia, że momentami ciężko jest się oderwać od lektury, chcąc poznać dalsze losy głównej bohaterki, która nie ma się co oszukiwać, łatwego życia u boku swojego partnera nie ma.


„Za zamkniętymi drzwiami” przedstawia nam losy Jacka i Grace, pozornie idealnego małżeństwa, któremu można by pozazdrościć wielu rzeczy. Nie jedna osoba, widząc ich, przed oczami ma idealny obrazek, którego dopełnić mogłoby jedynie dziecko. W końcu dwie nierozłączne, zakochane w sobie po same uszy osoby, prędzej czy później powinny doczekać się potomstwa, które mogłoby zyskać cudowne życie u boku wspaniałych, niewidzących poza sobą świata, rodziców. To wszystko to jednak tylko pozory, a autorka sprowadza nas dość szybko na ziemię, pokazując, że łatwo jest ocenić po okładce. Nikt nie jest w stanie wniknąć w to, co dzieje się poza zasięgiem naszego wzroku, szczególnie za zamkniętymi drzwiami mieszkań lub domów. A za tymi może się dziać naprawdę wiele, czego idealnym przykładem jest Grace i jej psychopatyczny mąż. Jack nie ma problemu z robieniem z kobiety wariatki, gdy zachodzi taka potrzeba. Manipuluje nią, zastrasza, wymyśla perfidne gierki, chcąc złamać małżonkę psychicznie i pozbawić ją godności. Posuwa się również do szantaży, które sprawiają, że Grace znosi wszystko dzielnie, by chronić najbliższą sobie osobę. Ile jednak potrzeba do tego, by szala goryczy się przelała? Na to pytanie na pewno znajdziecie odpowiedź w książce B.A. Paris.



Grace i Jack to jedna z tych par, których wokół nas jest pełno. „Za zamkniętymi drzwiami” daje nam do myślenia i pozwala się zastanowić, ile razy społeczeństwo udaje, że nie widzi zła, które może mieć miejsce za ścianą naszych przytulnych mieszkań. Pokazuje też, że nie zawsze przychodzi nam poznać prawdziwe ja drugiej osoby, która z czasem może okazać się kimś zupełnie innym, z kim normalnie nie chcielibyśmy mieć do czynienia. W książce jest mnóstwo przykładów tego, jak można manipulować drugą osobą, doprowadzając ją powoli, ku własnej chorej uciesze, do psychicznego wykończenia. Momentami zastanawiamy się również nad tym, jak można być tak podłym i okrutnym człowiekiem, jakim jest Jack, bez skrupułów sprawiającym, że życie Grace zaczyna przypominać piekło na ziemi, a to, co dla wielu wydaje się doskonałym, w rzeczywistości jest męką, której nie sposób sobie wyobrazić. Książkę polecam nie tylko dlatego, że sposób, w jaki jest napisana, sprawia, iż dobrze się ją czyta, ale również z tego powodu, że pokazuje nam, że nie wszystkiego możemy być pewni, a to, co dzieje się za drzwiami innych mieszkań, nie zawsze musi być zwykłą małżeńską sprzeczką, po której lada moment pozostaną tylko przykre wspomnienia. Takich sytuacji jest w prawdziwym świecie na pęczki, a największą nadzieją dla krzywdzonych fizycznie, czy też psychicznie osób, jest najbliższe otoczenie, wolące udawać, że niczego nie widzi i niczego nie słyszy, co wielokrotnie doprowadza do najróżniejszych tragedii.




(...) nic nie pozbawia nas sił równie skutecznie jak strach.

wtorek, 17 lipca 2018

Kim Holden - Promyczek

Kim Holden - Promyczek

 Tytuł: Promyczek
Autorka: Kim Holden
Ilość stron: 592


Życie Kate Sedgwick nigdy nie było bezbarwne. Dziewczyna pomimo problemów i tragedii zachowała pogodę ducha – nie bez powodu jej przyjaciel Gus nazywa ją Promyczek. Kate jest pełna życia, bystra, zabawna, ma również wybitny talent muzyczny. Nigdy jednak nie wierzyła w miłość. Właśnie dlatego – gdy wyjeżdża z San Diego by studiować w Grant, małym miasteczku w Minnesocie – kompletnie nie spodziewa się, że przyjdzie jej pokochać Kellera Banksa. 

 Oboje to czują. 
Oboje mają powód, by z tym walczyć. 
Oboje skrywają tajemnice. 

 Kiedy wyjdą one na jaw, mogą uzdrowić… 
Mogą również zniszczyć.


Kim Holden? A kto to taki? Właśnie taka była moja reakcja, gdy polecono mi zapoznanie się z twórczością autorki. Promyczek trafił w moje ręce kilka dni później i muszę przyznać, że jest to jedna z tych książek, która wywarła na mnie olbrzymie wrażenie, wzbudziła ogromną ilość emocji i doprowadziła do momentów, kiedy łzy strumieniami lały się z moich oczu i nie chciały przestać przez kilka kolejnych minut, kiedy już skończyłam czytać tę cudowną historię.

W tej historii poznajemy Kate Sedgwick. Niesamowitą dziewczynę, która mimo zmagania się z wieloma przeciwnościami losu idzie przed siebie z uśmiechem na ustach i ani myśli się poddawać. Optymizm bije od niej na wszystkie strony, wręcz zaraża nim czytelnika, a jej najlepszy przyjaciel nie bez powodu nazywa ją Promyczkiem. Kate dostała się na uczelnię Grant, która znajduje się w małym miasteczku w Minnesocie. Uzależniona od kawy, uzdolniona muzycznie i wiecznie spóźniająca się wegetarianka o jakże wspaniałej osobowości, nigdy nie wierzyła w miłość. Nie spodziewała się więc, że wyjazd na studia będzie związany z obdarzeniem uczuciami Kellera. Śledzimy więc jej losy, dogłębnie poznajemy i zapoznajemy się z pozornie zwyczajnymi momentami z codzienności dziewczyny, jak rozmowy o muzyce z koleżanką, czy codziennie wymienianie uprzejmości z pracownikiem kawiarni. Do tego dochodzi oswajanie się z uczuciami, w jakie Promyczek nie potrafiła uwierzyć i mimo prostoty jaka bije od kolejnych wydarzeń, przedstawiających nam pozornie zwyczajne życie młodej dziewczyny, ciężko się oderwać od lektury i z przyjemnością zatraca się we wszystkim, co chce nam przekazać Kim Holden. A przekazuje naprawdę wiele. Im dalej brnie historia, tym więcej wartości można wyciągnąć z książki, a od Kate nie jedna osoba mogłaby się uczyć tego pozytywnego nastawienia, którego nie jest w stanie zniszczyć nawet tajemnica, jaką skrywa dziewczyna.

Promyczek jest książką, która wyrwała mi serce z piersi i rozszarpała je na tysiące kawałków. Sprawiła też, że kilka dni moje myśli krążyły wokół Kate i jej przyjaciół. To książka, do której z pewnością nie jeden raz wrócę, by na nowo przeżyć codzienność dziewczyny, opisaną we wspaniałym stylu, jakim posługuje się Kim Holden. Autorka potrafi poruszyć serce człowieka i robi to w niesamowity sposób, a ja jestem jej wdzięczna za stworzenie tak pozytywnej postaci, którą gdyby tylko było to możliwe, chciałabym osobiście poznać. Ta konkretna książka uczy empatii, wrażliwości i pokazuje, że powinniśmy żyć tu i teraz. Przyszłość nie ma tak wielkiego znaczenia, jak teraźniejszość, na jakiej powinniśmy się skupiać, by przeżyć swoje życie w jak najlepszy sposób, czerpiąc z niego garściami. W Promyczku znajduje się również od groma złotych myśli, które chciałoby się spisać na karteczkach i przykleić w zasięgu wzroku, by każdego kolejnego dnia nastrajać się pozytywnie. Wiele z nich dało mi do myślenia. Sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać nad różnymi kwestiami, z jakimi trzeba się zmagać na co dzień. Promyczek to mistrzostwo, powieść piękna, a zarazem smutna, z którą warto się zapoznać i, którą mogę polecić każdemu, bo choć początkowo odnosi się wrażenie, że będzie to kolejne pełne romantycznych wątków new adult, z każdą kolejną stroną dochodzi się do wniosku, że takie przekonanie jest błędne, a my mamy do czynienia z książką o prawdziwym życiu.

Życie dla nikogo nie jest łatwe. Wszyscy musimy walczyć, by wycisnąć dobro z czasu, który nam ofiarowano.


niedziela, 15 lipca 2018

Nora Roberts - Świadek

Nora Roberts - Świadek


Tytuł: Świadek
Autor: Nora Roberts
Liczba stron:  462


Elizabeth Fitch, niezwykle inteligentna, posłuszna i pilna szesnastolatka żyje według zasad ustanowionych przez zimną, apodyktyczną matkę. Pewnego dnia dziewczyna postanawia się jej przeciwstawić. Razem z koleżanką decyduje się na wypad do nocnego klubu, gdzie poznaje uroczego młodego mężczyznę, mówiącego z rosyjskim akcentem, który zwabia je do swego domu. To wydarzenie zmienia jej życie raz na zawsze. 

 Dwanaście lat później Elizabeth mieszka pod fałszywym nazwiskiem w maleńkim miasteczku na południu, ukrywając się przed całym światem. Tajemnicza Abigail Lowery wzbudza zainteresowanie miejscowego szefa policji Brooksa Gleasona, i to nie tylko ze względów zawodowych. Gleason podejrzewa, że kobiecie potrzebna jest ochrona, lecz czy będzie potrafił stawić czoła potężnym i niebezpiecznym ludziom, przed którymi ucieka Abigail?


„Świadek” to książka, którą zaczęłam czytać, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo wciągnie mnie ta historia. Nora Roberts przedstawia nam losy Elizabeth Fitch. Główną bohaterkę poznajemy, gdy jest nastolatką, którą samotnie wychowuje apodyktyczna matka. Dziewczyna od zawsze musiała robić wszystko zgodnie z zachciankami swojej rodzicielki, a jej przyszłość związana była z wybraniem się na studia medyczne mimo tego, iż sama marzyła o pracy dla FBI. Ponadprzeciętnie inteligentna i sprytna, postanowiła się w końcu zbuntować. Gdy jej matka wyjechała, Elizabeth ścięła i zafarbowała włosy, podrobiła dokumenty i w towarzystwie koleżanki wybrała się do klubu, gdzie poznała przystojnego i interesującego, młodego mężczyznę z rosyjskim akcentem oraz jego znajomego. Zwabiona wraz z koleżanką do jego domu, nie podejrzewała najgorszego, co odbiło się na jej dalszych losach.

W dalszej części książki znamy ją pod fałszywym nazwiskiem — Abigail Lowery. Po dwunastu latach od wydarzeń w klubie zamieszkała w małym spokojnym miasteczku, chcąc wierzyć, że właśnie tam odnajdzie upragniony spokój, gdzie demony przeszłości nie byłyby w stanie jej dopaść. Wieloletnia ucieczka przed niebezpiecznymi ludźmi, umiejącymi podporządkować sobie funkcjonariuszy policji doprowadziła do tego, że kobieta jest przygotowana na niemal każdą ewentualność. To właśnie w tym małym miasteczku wzbudza zainteresowanie szefa policji, Brooksa Gleasona, którego po pewnym czasie obdarza zaufaniem i, któremu zwierza się ze swoich przeżyć. Świadomi tego, że wydarzenia z przeszłości nie są sprawą zamkniętą i mogą dać o sobie znać, postanawiają się z nimi zmierzyć, czy im się uda? Przekonajcie się sami!

Historia Elizabeth wciąga od samego początku, aczkolwiek ta część, kiedy kobieta była nastolatką, w moim odczuciu była bardziej interesująca. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy historia przeskoczyła o dwanaście lat, czytało się ją równie przyjemnie co na początku. Nora Roberts stworzyła świetny kryminał z romantycznym wątkiem. Wszystko toczy się swoim własnym tempem i czytając kolejne strony, nie odnosi się wrażenia, że autorka chciała jak najszybciej dotrzeć do końca, dzięki czemu możemy się zapoznać z wieloma opisami dotyczącymi nie tylko życia Elizabeth, ale również Brooksa. Momentami można się zapoznać również z historią osób, które stwarzają dla kobiety zagrożenie. Bohaterowie są świetni. Główna bohaterka cechuje się stanowczością i racjonalizmem. Z logiką podchodzi do wielu spraw i jest bardzo wyrazista. Nie inaczej jest w przypadku szefa policji, którego bardzo polubiłam, podobnie jak i jego rodzinę. Nie ciężko było wyobrazić sobie poszczególne miejsca, które w Świadku opisuje autorka, a „Świadek” jest napisany w taki sposób, że nawet przez chwilę się nie nudziłam i nie miałam ochoty na to, by przeskoczyć kilka kolejnych stron. Jednym słowem ten konkretny tytuł w moich odczuciach jest rewelacyjny i z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu, kto ma ochotę zatracić się w przyjemnej i wciągającej lekturze.


Muszę myśleć o jutrze, nie o tym, co teraz. Teraźniejszość po prostu jest. ” 

sobota, 14 lipca 2018

J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany - Harry Potter i Przeklęte Dziecko

J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany - Harry Potter i Przeklęte Dziecko


Tytuł: Harry Potter i Przeklęte Dziecko
Autor: J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Liczba stron: 368


Ósma historia. Dziewiętnaście lat później. 

 Harry Potter i przeklęte dziecko, nowa opowieść autorstwa J.K. Rowling, Jacka Thorne’a i Johna Tiffany’ego i nowa sztuka Jacka Thorne’a, to ósma historia w serii i pierwszy autoryzowany spektakl teatralny ze świata Harry’ego Pottera. Światowa premiera spektaklu odbyła się na londyńskim West Endzie 30 lipca 2016. 

 Harry Potter nigdy nie miał łatwego życia, a tym bardziej nie ma go teraz, gdy jest przepracowanym urzędnikiem Ministerstwa Magii, mężem oraz ojcem trójki dzieci w wieku szkolnym. Podczas gdy Harry zmaga się z natrętnie powracającymi widmami przeszłości, jego najmłodszy syn Albus musi zmierzyć się z rodzinnym dziedzictwem, którego nigdy nie chciał przyjąć. Gdy przyszłość zaczyna złowróżbnie przypominać przeszłość, ojciec i syn muszą stawić czoło niewygodnej prawdzie: że ciemność nadchodzi czasem z zupełnie niespodziewanej strony.


Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, kim jest Harry Potter, stworzony przez tak świetną autorkę, jaką jest J.K. Rowling? Ja jako osoba, która w dzieciństwie pokochała serię o Harrym Potterze i, która z niecierpliwością wyczekiwała kolejnych książek, jak i filmów, nie mogłam odpuścić sobie przeczytania Przeklętego Dziecka. Sięgnęłam po tę książkę nie do końca pewna tego, czego się po niej spodziewać. Z jednej strony obawiałam się tego, co mogło powstać dzięki współpracy autorki z Johnem Tiffany oraz Jackiem Thorne, z drugiej strony znając dotychczasową twórczość J.K. Rowling, której nie miałam nic do zarzucenia, moje oczekiwania były chyba nieco wygórowane. Jak się okazało, wszelkie obawy były słuszne, a ta recenzja nie będzie należeć do tych pozytywnych, gdyż jestem rozczarowana tym, w jaki sposób została pociągnięta historia Harry'ego.


Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że „Harry Potter i Przeklęte Dziecko” nie jest typową kontynuacją poprzednich części, a scenariuszem spektaklu teatralnego. Akcja dzieje się dziewiętnaście lat po wydarzeniach, jakie poznaliśmy w Insygniach Śmierci. Po wygranej wojnie Harry znalazł pracę w Ministerstwie Magii, ustatkował się i wraz z żoną, doczekał trójki dzieci. Główny wątek skupia się na jego synu Albusie, który rozpoczyna swoją naukę w Hogwarcie, gdzie zaprzyjaźnia się z synem Draco Malfloya. Chłopcu ciężko pogodzić się z faktem, że jest dzieckiem człowieka, którego nazwisko zna każdy i, który w oczach wielu ludzi jest bohaterem. Na domiar złego zaczynają się nad nim zbierać ciemne chmury, a zło czeka na to, by zaatakować w odpowiednim momencie, przypominając o tym, co zdarzyło się w czasach kiedy to Harry był uczniem magicznej szkoły. Wszystko to, co dzieje się w kolejnych rozdziałach, oczywiście nawiązuje do tak dobrze znanej nam serii, jednak zabrakło tej magicznej otoczki, dzięki której serii o młodym Harrym towarzyszyła cała masa najróżniejszych emocji.



„Harry Potter i Przeklęte Dziecko” w moich oczach pozostawia wiele do życzenia. Przemęczyłam ją tylko i wyłącznie dlatego, że mam słabość do Pottera, ale im dalej brnęłam w tę historię, tym częściej znajdywałam sobie inne ciekawsze zajęcia, które mogły mnie odciągnąć od czytania. Sposób, w jaki książka jest napisana, w ogóle nie przypadł mi do gustu i wiem, że nigdy więcej nie sięgnę po żadną sztukę teatralną. Fakt, że mamy do czynienia z dorosłymi już bohaterami, którzy przez te wszystkie lata zdążyli się zmienić, również postrzegam jako minus i, prawdę mówiąc, wolałabym po tych wszystkich latach otrzymać dostęp do książki, w której byłyby przedstawione ich dalsze losy niedługo po tym, jak ukończyli oni naukę w szkole magii i czarodziejstwa. Właściwie zastanawiam się, co się stało, że J.K. Rowling, której książki są wyjątkowe pod niemal każdym względem, zaakceptowała i podpisała się pod tym dziełem swoim nazwiskiem? Nie potrafię tego zrozumieć i chyba nigdy nie nastąpi dzień, w którym poznam odpowiedź na to pytanie. Muszę jednak powiedzieć, że pewne plusy również znalazłam, chociaż wiele ich nie było i nie były w stanie wynagrodzić tego, jak bardzo męczyłam się przez dłuższy czas nad kolejnymi stronami tej sztuki. Co mi się podobało? Powroty do przeszłości. Momenty, gdy cofano się do tak dobrze znanych już wydarzeń z czasów, gdy Harry był uczniem, były tymi, które z przyjemnością czytałam, ale co z tego, kiedy chwilę później wracano do teraźniejszości, gdzie nie czułam magii? Krótko mówiąc, mnie osobiście książka nie przypadła do gustu i o ile do historii o Harrym lubię wracać, tak po tę konkretną więcej nie sięgnę i wybiorę kolejnego fanfika, których jest w internecie od groma i, które potrafią dać więcej frajdy z czytania. A wy, co sądzicie o tej książce?




Litość to jakiś początek, przyjacielu.To fundament, na którym można zbudować pałac. Pałac miłości. ” 

piątek, 13 lipca 2018

K.N. Haner - Zakazany układ

K.N. Haner - Zakazany układ

Tytuł: Zakazany Układ
Autor:  K.N. Haner
Liczba stron:  336


Nicole żyje w toksycznym i destrukcyjnym związku z mężczyzną, który zaopiekował się nią po śmierci jej rodziców. Pewnego dnia, gdy po raz kolejny zostaje przez niego pobita, postanawia popełnić samobójstwo. Ucieka z domu i dociera nad urwisko, żeby skoczyć prosto do oceanu. 

 W tym samym momencie, w którym dziewczyna zamierza odebrać sobie życie, miejscowi gangsterzy wykonują brutalną egzekucję, której Nicole staje się przypadkowym świadkiem. Zamiast umrzeć, trafia prosto do domu mafiosa — Marcusa Accardo. Mężczyźnie imponuje to, że Nicole nad życie pragnie śmierci. Świat mafii nie jest jednak prosty, a pojawienie się kobiety w samym centrum gangsterskiego piekła nie zwiastuje niczego dobrego. 

 Początkowa nienawiść i strach między Marcusem a Nicole przeradzają się w fascynację oraz namiętność. Marcus zaczyna współczuć Nicole, gdy się dowiaduje, co ją spotkało. Oboje zgadzają się na układ, który ma na celu wyeliminowanie największego wroga Marcusa — Aleksandra Modano. Brutalne zasady gangsterskiego świata są jednak niewzruszone, dlatego gdy w grę zaczynają wchodzić uczucia, wszystko się komplikuje. Niebezpieczeństwo pojawia się na każdym kroku, a jedna chwila nieuwagi może doprowadzić do tragedii, której ceną jest ludzkie życie. 

 Mafia. Miłość. Zemsta. Zakazany układ.


K.N. Haner poznałam dzięki serii Na szczycie. Wciągnięta w tamtą historię, wiedziałam, że będę sięgać po kolejne pozycje tej autorki. Moje zaskoczenie było olbrzymie, gdy okazało się, że tym razem trafiłam na Polkę. Do tej pory ciężko było mi się przekonać do naszych rodzimych twórców, ale Kasia Haner, pokazała mi jednak, że polskie też może być dobre, a co za tym idzie, zaczęłam częściej sięgać po książki naszych twórców, które z pewnością również doczekają się swoich recenzji. Wracając jednak do Zakazanego układu...

Cała historia skupia się przede wszystkim na Nicole i Marcusie. Ona jest młodą dziewczyną, która jest całkowicie uzależniona od swojego brutalnego partnera Paula. Zaopiekował się nią po śmierci jej rodziców, rozkochał w sobie i przede wszystkim mocno zmanipulował. Dziewczyna ma dość takiego życia i decyduje się popełnić samobójstwo, skacząc z urwiska. Nie przypuszczała wówczas, że stanie się świadkiem morderstwa, co automatycznie zmienia jej plany zakończenia swojego życia. On jest mafiozem mającym na rękach krew wielu ludzi. W noc, kiedy Nicole chce popełnić samobójstwo, Marcus pozbawia życia kolejnego człowieka. Zaskoczony jej odwagą oraz zadziornością, jaką wykazała się, gdy została zauważona, decyduje się na to, by dziewczyna zamieszkała w jego domu. To sprawia, że ich dotychczasowe życie zaczyna się zmieniać. Ich początkowa nienawiść zaczyna się powoli przeradzać w głębsze uczucie, które w świecie mafii nie wiąże się z cudowną sielanką. Wręcz przeciwnie. Upartość Marcusa, który twierdzi, że miłość jest słabością i układ, w który wciąga Nicole, by zniszczyć swojego wroga, doprowadzają do tego, że uczucia krzyżują się z interesami, a dla Nicole mężczyzna staje się nie tylko słabością, ale również zgubą.

Książkę przeczytałam szybko. Podobnie jak w przypadku wspomnianej wyżej serii, ta historia również przypadła mi bardzo do gustu. Gangsterski klimat połączony z wątkiem romantycznym oraz styl Kasi Haner doprowadził do chwili, w której walczyłam z koniecznością pójścia spać, by móc przeczytać kilka dodatkowych stron i dowiedzieć się co jeszcze zostało przygotowane dla czytelników. Losy Nicole i Marcusa są przedstawione w sposób, który budził we mnie wiele emocji. Od mieszanych uczuć względem głównej bohaterki, przez sympatię do Marcusa, po olbrzymi zawód, gdy zrozumiałam, że to już koniec i muszę czekać na kolejną część, by zaspokoić ciekawość, która narastała z każdą przeczytaną stroną. Tę historię kupiłam w całości. Pozwala ona zastanowić się nad tym, czy można żyć w bliskich relacjach z ludźmi, o których tak naprawdę nic się nie wie, oraz pokazuje, że nawet człowiek mający serce z kamienia, może prędzej czy później coś poczuć. Na każdego czeka gdzieś ta dawka uczuć umiejąca skruszyć najtwardszą skałę i tak też dzieje się w Zakazanym Układzie, który szczerze polecam wszystkim, którzy nie mają problemu z siarczystymi przekleństwami, czy scenami seksu w książkach ;) Na koniec dodam, że niedługo pojawi się recenzja drugiej części, czyli Piekielnej miłości!


Koszmary są odzwierciedleniem naszej zranionej duszy, pokaleczonego serca, sumienia. On nie ma duszy, bo oddał ją diabłu. Nie ma serca i sumienia.” 



czwartek, 12 lipca 2018

Mia Sheridan - Bez słów

Mia Sheridan - Bez słów

Tytuł: Bez słów
Autor: Mia Sheridan
Liczba stron: 384


Czy są takie rany, których miłość nie zdoła uleczyć? Archer, obarczony niewypowiedzianym cierpieniem, mieszka w swojej samotni blisko lasu. Jest przekonany, że tylko tyle mu zostało. Do sennego, pobliskiego miasteczka przybywa Bree. Dziewczyna liczy na to, że w końcu odnajdzie rozpaczliwie poszukiwany spokój. Gdy spotyka Archera, jej początkowa nieufność zamienia się w rosnącą fascynację outsiderem. Próbując przedrzeć się przez warstwy niedostępności i dzikości, jakimi Archer przez lata zasłaniał się przed innymi, Bree powoli rozbiera go z kolejnych tajemnic. Czy budzące się w ciszy uczucie uwolni ich od bolesnej przeszłości?


Do przeczytania bez słów, zachęciły mnie inne książki autorki, które wcześniej przeczytałam i, które dały mi do zrozumienia, że Mia Sherridan lubi w delikatny sposób pograć na emocjach swoich czytelników. Przyjemna dla oka okładka, ciekawy opis oraz styl autorki, który przypadł mi do gustu, sprawiły, że sięgnęłam i po tę książkę, pewna tego, że się nie rozczaruję. Nie myliłam się. Lubię wszelkiego rodzaju romanse, ciężkie historie, dramaty i rozterki w życiu postaci w książkach, jakie czytam. Czasami dochodzi do tego, że uronię nad nimi trochę łez, ze zwyczajnego wzruszenia czy smutku i nie inaczej było w przypadku „Bez słów”. 

W historii, jaką przestawia nam Mia Sheridan, poznajemy Bree Prescott, która w tragiczny sposób straciła ojca, czego była świadkiem. Została na świecie zupełnie sama, w związku z czym postanowiła opuścić swoje rodzinne Cincinnati i przenieść się do małej miejscowości nad jeziorem, gdzie chciała rozpocząć nowy etap swojego życia. Właśnie tam Bree spotkała intrygującego Archera. Mężczyznę, który na pierwszy rzut oka jest typowym wyrzutkiem. Milczącego, żyjącego na odludziu, o którym mieszkańcy niechętnie rozmawiają i, którego ewidentnie unikają. Archer podobnie jak Bree jest na świecie zupełnie sam i od lat żyje jak odludek, z demonami swojej przeszłości. Co ciekawe, mimo swojego wieku nie jest obeznany w kwestii uczuć i spraw damsko-męskich. Bree, choć nieufna i pragnąca spokoju, zaintrygowana Archerem, lgnie do niego mimo tego, że mężczyzna nie wydaje się zainteresowany tą znajomością. Robi co może, by nawiązać z nim nić porozumienia, dzięki czemu ich relacja z biegiem czasu umacnia się, ale również staje się skomplikowana. 

„Bez słów” to książka między innymi dla osób, które lubią wzruszające i nieszablonowe historie. Historia Bree i Archera zdecydowanie mnie oczarowała. Opowiada o przełamywaniu barier, samoakceptacji, jak i akceptacji drugiego człowieka takim, jakim jest. Porusza tak ważne tematy, jak nietolerancja, zaufanie, czy nawet przyjaźń oraz miłość, jakie każdemu z nas towarzyszą każdego dnia. Kwestia romansu odbiega od tych dobrze nam znanych. Nie ma tu miejsca na przesiąknięte erotyzmem sceny, czy nadmiar słodkości, których w wielu książkach mamy pod dostatkiem, a zdarza się, że i w nadmiernych ilościach. Nie jest to też historia z tych, gdzie mężczyzna musi być silnym, gotowym bronić bojącej się wszystkiego kobiety, która bez jego nieustannego wsparcia, nie poradzi sobie w wielkim świecie. 

Nie ma właściwego i niewłaściwego zachowania czerni i bieli. Jest za to tysiąc odcieni szarości. 

środa, 11 lipca 2018

Stephen King - Cmętarz zwieżąt

Stephen King - Cmętarz zwieżąt


Tytuł: Cmętarz zwieżąt 
Autor: Stephen King 
Liczba stron: 424 


 Na świecie istnieją dobre i złe miejsca. Nowy dom rodziny Creedów w Ludlow był niewątpliwie dobrym miejscem - przytulną, przyjazną wiejską przystanią po zgiełku i chaosie Chicago. Cudowne otoczenie Nowej Anglii, łąki, las; idealna siedziba dla młodego lekarza, jego żony, dwójki dzieci i kota. Wspaniała praca, mili sąsiedzi - i droga, po której nieustannie przetaczają się ciężarówki. Droga i miejsce za domem, w lesie, pełne wzniesionych dziecięcymi rękami nagrobków, z napisem na bramie: CMĘTARZ ZWIEŻĄT (cóż, nie wszystkie dzieci znają dobrze ortografię...). 

 Ci, którzy nie znają przeszłości, zwykle ją powtarzają... i nie chcą słuchać ostrzeżeń. 


Stephena Kinga zna chyba każdy i każdy też potwierdzi, że książki pełne grozy, które pisze King, wliczają się w klasykę. Jedną z nich niezaprzeczalnie jest Cmętarz Zwieżąt. Tytuł ten poznałam, będąc około 10-letnim dzieckiem, kiedy w trakcie któregoś wieczora grzebałam w biblioteczce mamy. Nie zrażona grozą bijącą z okładki przemyciłam książkę do pokoju i... Z jednej strony żałuję, przez wzgląd na wiele przepłakanych nocy, kiedy to miejsce pod moim łóżkiem było czymś przerażającym. Właściwie to do dziś została we mnie nikła obawa, że może się pod nim czaić coś złego. Aczkolwiek z drugiej strony, kiedy dojrzałam do tego typu literatury, tytuł ten stał się jednym z moich ulubionych, do którego lubię co jakiś czas powrócić. Książka skupia się na czteroosobowej rodzinie Creedów. Lekarz Louis wraz z małżonką, dwójką dzieci, którym towarzyszy kot Church, przeprowadzają się z wielkiego Chicago, do małej miejscowości w stanie Maine, Ludlow. To tam zaprzyjaźniają się ze starszym małżeństwem zamieszkującym sąsiedni dom, Judem i Normą Crandall. To właśnie Jud zapoznaje rodzinę z okolicą, doprowadzając Creedów do przyprawiającego o dreszcze miejsca, jakim jest cmentarz dla zwierząt, który stworzyli okoliczni mieszkańcy wraz ze swoimi dziećmi, chcąc w wyjątkowy sposób pożegnać swoich pupili.

Spokojne dotąd życie zaczyna się zmieniać, gdy żona Louisa wyjeżdża z dziećmi do jego teściów. W tym czasie ukochany kot ich córki wpada pod koła ciężarówki na szosie, przed którą ostrzegał rodzinę Jud. To on postanowił pomóc zakopać Louisowi zwłoki kota na cmentarzu dla zwierząt, co zapoczątkowało kolejne wydarzenia. Dzień po zakopaniu zwłok kota, ten wrócił do domu, choć wyraźnie odmieniony. Uwadze Louisa nie umknęło to, że nie miał już styczności z tym samym zwierzakiem, którego tak bardzo kochała jego córka. Nie przypuszczał też, że codzienność z biegiem czasu zamieni się w istny koszmar, gdy syn Creedów, Gage, który dopiero co nauczył się chodzić, zginie pod kołami pędzącego po niebezpiecznej szosie tira. Zrozpaczony ojciec był gotowy zrobić wszystko by przywrócić ukochane dziecko do życia, nie zwracając większej uwagi na doświadczenia płynące z przywrócenia do życia pupila rodziny, Churcha.

Warto zapoznać się z tą konkretną książką, w której nieustannie czuć klimat grozy i, która swoim przesłaniem oraz wartościami daje do myślenia, sprawiając, że czytelnik zastanawia się nad odwiecznym problemem radzenia sobie ze śmiercią bliskich. „Cmętarz zwieżąt” trzyma w nieustannym napięciu, a historia potrafi się na długo wryć w pamięć i nie sposób pozostać na nią obojętnym. Polecam szczególnie tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z tym konkretnym tytułem. Książka autentycznie potrafi przestraszyć, więc dla miłośników strasznych historii będzie idealna i z całą pewnością na długie lata zapadnie w pamięć. Co ważne niesamowicie wciąga i człowiek pogania samego siebie w czytaniu, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie się działo w trakcie czytania kolejnych rozdziałów. Ciężko się od niej oderwać i cóż... Trzeba się liczyć z tym, że wieczorne czytanie będzie miało swój finał nad ranem wraz z ostatnią stroną. Jedno jest pewne, jeśli oczekujesz zwykłego horroru, to z pewnością się rozczarujesz. Otrzymasz nie tylko powieść grozy, jaką można po przeczytaniu odłożyć na półkę, ale przede wszystkim historię w trakcie czytania, której doskonały styl pisarski Kinga, pozwoli zapoznać się ze wszystkimi przemyśleniami postaci i pomoże zrozumieć, z czego wynikały ich kolejne decyzje, co w połączeniu z tajemniczą historią gwarantuje pełną satysfakcję z lektury.


Nie należy wierzyć, iż istnieją granice grozy, które zdolny jest przyjąć ludzki umysł

wtorek, 10 lipca 2018

Przyszła pora i na mnie...

Przyszła pora i na mnie...




Ciężko powiedzieć ile czasu zastanawiałam się nad tym, czy zacząć prowadzić bloga z recenzjami. W sieci jest ich naprawdę sporo i przez długi czas w głowie pojawiała się myśl „Po co kolejny? Kto to będzie czytać?”. Kiedy jednak patrzę na nieustannie zapełniającą się półkę z książkami i wzrastającą ilość przeczytanych e-booków, dochodzę do wniosku, że może jednak warto będzie podzielić się własną opinią na temat poszczególnych książek, których czytanie jest jedną z moich pasji. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, bo na chwilę obecną niesamowicie się stresuję, ale obiecuję, że już wkrótce pojawi się pierwsza recenzja. Liczę więc na to, że pozostawicie po sobie jakiś ślad czy to w postaci komentarza, czy dodania mnie do obserwowanych blogów.
                                  
Pozdrawiam!