poniedziałek, 29 października 2018

Katarzyna Michalak - Ścigany

Katarzyna Michalak - Ścigany

Tytuł: Ścigany
Autor: Katarzyna Michalak
Liczba stron: 320


Danka i Hubert to dwoje życiowych straceńców. Byli przekonani, że nic dobrego ich nie czeka. Aż spotkali siebie.

Danka pomogła mu, kiedy ranny i ścigany przez policję uciekał przez bieszczadzkie bezdroża. Uwierzyła w jego niewinność, choć był poszukiwany za zabójstwo. 
Był taki jak ona. W oczach miał gniew, w duszy mrok, a w sercu głęboką ranę po wielkiej miłości. I jeszcze większej krzywdzie.
Hubert sprowadził na nią same kłopoty. Aby go chronić musiała znosić poniżenie i oddać się innemu mężczyźnie. Ale oddała mu tylko ciało. Serce zamroziła już dawno. Nie miała nic do stracenia i na niczym ani na nikim jej nie zależało. Nie można jej było przekupić ani zastraszyć.
Tylko miłość była w stanie to zmienić. I namiętność, tak silna, że pali wszystko, co stanie jej na drodze.



Nie jeden raz wspominałam już o tym, że ciężko jest mi się przekonać do książek polskich autorów i w dalszym ciągu nic się nie zmieniło, ale powoli się przełamuję. Pierwszą polską autorką, której twórczość mnie urzekła, jest K.N Haner, niedawno dołączyła do niej Melissa Darwood, a teraz Katarzyna Michalak. Jak to się stało, że sięgnęłam po "Ściganego"? Przyznaję, urzekła mnie okładka i kiedy widziałam ją dobry miesiąc temu, wiedziałam, że prędzej czy później się przełamię i sięgnę po coś, co od razu rzuca się w oczy, że jest nasze polskie, a opis był na tyle zachęcający, że pochłonęłam całość w ciągu dwóch dni, wykorzystując każdą chwilę na czytanie, w tym również czas wolny, jaki trafił się w trakcie godzin pracy.

"Ścigany" to książka przedstawiająca nam losy dwójki bohaterów. Danki, młodej lekarki, która po przykrych wydarzeniach, jakich doświadczyła w swoim życiu, postanowiła zamieszkać w małej miejscowości, na totalnym odludziu. Przygnębiona, tracąca chęci do życia, zdecydowała się odebrać sobie życie, nie przypuszczając, że TEN dzień, nie będzie jej ostatnim, a przyszłość okaże się wywrócona do góry nogami za sprawą oskarżonego o zabicie prezydenta, Huberta — mężczyzny, który pracując dla jednostki specjalnej, zostaje zdradzony i wrobiony w morderstwo. Ich losy splatają się w chwili, gdy ten ranny, prosi ją o udzielenie schronienia, które Danka mu oferuje, kryjąc się z tym przed znajomym policjantem, który wraz ze swoimi współpracownikami przeszukuje całą okolicę z zamiarem dorwania Huberta, w którego niewinność nie wierzy nikt, poza Danką, chociaż i ona miała początkowo spore opory w danie wiary jego zapewnieniom, iż jest niewinny. W końcu jednak postanawia zawierzyć słowom nowego znajomego, jakiego ukrywa pod własnym dachem, lecz czy słusznie i jak wiele będzie ją to zaufanie kosztować, Danka dowie się z biegiem czasu....

Co mogę powiedzieć? Książka w moim odczuciu jest naprawdę świetna. Akcja toczy swoim własnym rytmem, rozwija powoli, a autorka potrafi zbudować napięcie i wzbudzić wiele pytań, na które odpowiedzi otrzymuje się w odpowiednim ku temu czasie. Cała historia zdecydowanie wciąga i ciężko jest się oderwać od lektury, gdzie wątek dotyczący zabójstwa prezydenta i poszukiwań mordercy, zaczyna się łączyć z wątkiem romantycznym, którego rozwój naprawdę przypadł mi do gustu, bo wydaje mi się, że choć czasu ta dwójka bohaterów nie miała dla siebie wiele, to nic nie zostało na siłę przyspieszone, przez co też wszelkie sceny erotyczne zostały ograniczone do minimum, co jest w moim odczuciu bardzo na plus, bo szczerze przyznam, obawiałam się tego, że to, co obiecuje nam opis, okaże się zaledwie procentem całości, gdzie głównym tematem, jak to w książkach bywa, okaże się pojawiające z dnia na dzień uczucie, które na długie godziny wepcha bohaterów do łóżka. Całe szczęście nic takiego nie ma miejsca, a tytuł ten spodobał mi się na tyle, że z chęcią go polecę, a sama prędzej czy później sięgnę po inne książki Katarzyny Michalak.



Nadal obowiązywała ją przysięga Hipokratesa, którą we własnym sercu i sumieniu składała nie przełożonym, a Bogu i pacjentom 

niedziela, 28 października 2018

prof. K. McCoy i dr. Hardwik - Najnudniejsza książka świata

prof. K. McCoy i dr. Hardwik - Najnudniejsza książka świata

Tytuł: Najnudniejsza książka świata
Autor: prof. K. McCoy, dr. Hardwick
Liczba stron: 296
Wydawnictwo Kobiece

Tłumacz zasypiał, redaktor ziewał, korektor ratował się energetykami. Najnudniejsza książka świata to prawdziwe czytelnicze wyzwanie! Jej autorzy, w oparciu o złożone techniki psychologiczne, stworzyli zbiór tekstów i grafik, których czytanie wprowadza mózg w hipnotyczny stan i ułatwia zaśnięcie. Ta innowacyjna książka skutecznie wysyła w objęcia Morfeusza każdego nocnego marka!
Uwaga! Czytanie tej książki grozi natychmiastowym zaśnięciem!

Nudzicie się dzisiaj? Świetnie, bo zanudzę was jeszcze bardziej recenzją "Najnudniejszej książki świata". Chwytliwy tytuł prawda? Do tego okładka, która mnie urzekła, bo mam słabość do wszelkich owieczek i innych baranków, więc niczym dziwnym nie jest to, że skorzystałam z okazji do zapoznania się z tą książką, zaciekawiona tym, co się w niej znajduje. Czy była tak nudna, jak zapewnia nas opis? Czy zaśnięcie przy niej nie jest żadnym problemem? Sprawdziłam i cóż... O tym niżej, ale krótko, bo o tak nudnej książce nie da się napisać wiele ;)

Książka sama w sobie ma na celu pomóc w zasypianiu osobom, które mają problem z zapadaniem w sen. Autorzy postanowili zgromadzić na tych blisko trzystu stronach całą masę przeróżnych tekstów, krótszych i dłuższych, które nie mają wzbudzać w czytelniku żadnych emocji i przyznać trzeba, że im się to w pełni udało. Nie można jednak powiedzieć, by książka była nudna. Mnie osobiście nie usypiała, wręcz przeciwnie zaciekawiła tym ogromem różnych, nieprzydatnych w życiu ciekawostek, a zauważyć trzeba, że podjęłam się ryzyka i czytałam ją w pracy. Chyba nie byłoby mi tak wesoło, gdyby opis zamieszczony na tej cudownej niebieskiej okładce znalazł odzwierciedlenie w moim przypadku, a klienci wynieśliby mi połowę księgarni, kiedy sama smacznie spałabym pod kasą.

"Postaraliśmy się ułożyć i zaprojektować tekst w taki sposób, by zamroczyć umysł, wywołując stan hipnotycznej senności i rozleniwienia. Wszystkie artykuły zostały opracowane przez zespół wysokiej klasy nudziarzy, pozbawionych uczuć trutni oraz specjalistów w zniechęcająco jałowych dziedzinach badań."

"Najdnudniejszej książki świata", można się dowiedzieć wielu rzeczy... Między innymi tego, jakie są rodzaje śniegu (całkiem przydatne, skoro zima nadciąga wielkimi krokami i z tego, co słyszałam, gdzieś w Polsce spadł dzisiaj śnieg). Zastanawialiście się kiedyś, w jaki sposób były budowane piramidy? W takim razie sięgnijcie po ten tytuł, bo i o tym opowiedzieli nam autorzy. Nie brak również stron skupiających się na kaczkach, czy fazach wzrostu ostrokrzewu. Osoby lubiące sport, także znajdą coś dla siebie, aczkolwiek nie będę Wam wymieniać wszystkich tematów, które zostały poruszone w tej książce, bo odbiorę Wam frajdę z zapoznawania się z nią. A wierzcie lub nie, jakaś frajda jest. Zwłaszcza wtedy, kiedy myślimy o jakiejś przedłużającej się domówce. Goście nie chcą wyjść? Warto mieć "Najnudniejszą książkę świata" pod ręką. Kilka stron przeczytanych na głos, niechętnych do opuszczenia Waszego mieszkania gości, powinno subtelnie wypędzić ;)

Tu powinien być cytat, ale ta książka jest nudna, a nudne cytaty nie są nikomu potrzebne ;)  

piątek, 26 października 2018

Brittainy C. Cherry - Ogień, który ich spala

Brittainy C. Cherry - Ogień, który ich spala

Tytuł:  Ogień, który ich spala
Autor: Brittainy C.Cherry
Liczba stron: 450

Był sobie kiedyś chłopiec, którego pokochałam. 
Logan Francis Silverstone był moim zupełnym przeciwieństwem. Kiedy tańczyłam jak urzeczona, on podpierał ścianę. Przeważnie milczał, podczas gdy mnie trudno było uciszyć. Uśmiech przychodził mu z wysiłkiem, natomiast ja unikałam smutku.
Pewnej nocy dostrzegłam ciemność, która czaiła się głęboko w nim. 
Każdemu z nas czegoś brakowało, jednak razem mieliśmy wszystko. Z obojgiem było coś nie tak, ale obok siebie zawsze czuliśmy, że wszystko jest jak należy. Byliśmy jak spadające gwiazdy przecinające nocne niebo w poszukiwaniu życzenia, modlące się o lepsze jutro.
Aż do dnia, w którym go straciłam. Jedną pochopną decyzją zaprzepaścił nasz związek.
Był sobie chłopiec, którego pokochałam. 
I przez kilka krótkich chwil - trwających tyle co oddech, co szept - pomyślałam, że może i on mnie kocha.

Dotąd miałam okazję zapoznać się tylko z jednym tytułem z serii „Żywioły”, który bardzo mi się podobał i, dzięki któremu wiedziałam, że sięgnę również po inne części tej serii. „Ogień, który ich spala”, to książka, która podobnie jak jej poprzedniczka, z którą się zapoznałam, czyli „Powietrze, którym oddycha” wzbudziła we mnie sporo emocji i sprawiła, że ten wolny czas, który jej poświęciłam, do straconego nie należał, aczkolwiek zauważyć muszę, że jednak pierwsza część tej serii była dużo, dużo lepsza.

„Ogień, który ich spala” to książka, która przedstawia nam wciągającą historię, z perspektywy dwóch osób. Jedną z nich jest Alyssa, która pochodzi z dobrego domu i jest wychowywana przez despotyczną matkę. Poukładana dziewczyna, pragnąca kontaktu ze swoim ojcem, w którego ojcowskie uczucia względem niej niesamowicie wierzy, będąc w pracy, poznaje Logana. Chłopak nie ma tyle szczęścia co ona. Mieszka z uzależnioną od narkotyków i dającą się poniewierać partnerowi, matką, która nie przejmuje się niczym poza chęcią zażycia kolejnej działki, na którą jest w stanie wydać wszystkie pieniądze. To właśnie takie nastawienie doprowadza do tego, że Logan nie ma pieniędzy na opłacenie zakupów robionych w sklepie, w którym pracuje Alyssa. Ta dostrzegając jego zakłopotanie, decyduje się zapłacić za cały towar, nie spodziewając się, że gest ten będzie początkiem wielkiej przyjaźni między dziewczyną z dobrego domu a chłopakiem, który nie radząc sobie z własnymi problemami, również sięga po znieczulenie w postaci silniejszych używek. Żadne z nich, nie przypuszczało również, że ta przyjaźń na dobre i złe, zacznie się przeradzać w głębokie uczucie, które nie opuści tej dwójki mimo upływu lat i wielu, nieraz bolesnych przeszkód, z jakimi będą musieli się zmierzyć.

Brittainy C. Cherry ma to do siebie, że swoimi książkami potrafi urzec czytelnika. Jej historie są wzruszające, napisane w przyjemny, choć emocjonalny sposób, dzięki któremu szybko się je czytam, gdyż chęć poznania dalszych losów bohaterów, wzrasta z każdą kolejną stroną. „Ogień, który ich spala”, jest historią, w której ilość problemów, z jakimi zmagają się główni bohaterowie, niejednego z nas z pewnością by przytłoczyła. Autorka potrafi jednak w świetny sposób wykreować swoje postaci, dzięki czemu całość w żaden sposób nie jest przekoloryzowana. Właściwie przez bardzo długi czas ciężko jest w stu procentach określić to, jaki będzie jej finał. Kolejne decyzje Alyssy i Logana zaskakują, tak samo, jak i poszczególne wydarzenia, które przedstawia nam Brittainy C. Cherry. Całość zaś pokazuje, jak wiele ludzie są w stanie znieść, zwłaszcza wtedy, gdy w obliczu chorób, śmierci, uzależnień czy toksycznego otoczenia, ma się u boku kogoś, na kim można w stu procentach polegać. Jednym słowem, polecam! Tytuł jest świetny, dający do myślenia i zdecydowanie warty przeczytania.


Życie jest za krótkie, by nie robić tego, co się kocha. ” 

wtorek, 23 października 2018

Geneva Lee - Sekret księcia

Geneva Lee - Sekret księcia

Tytuł:  Royals t.2 - Sekret księcia
Autor: Geneva Lee
Liczba stron: 376


Alexander nigdy nie obiecywał Clarze, że będzie jej księciem na białym koniu, a ona zostanie jego księżniczką z bajki. Okazał się księciem z mrocznymi sekretami i z ciemnym sercem, które być może nigdy nie będzie potrafiło nikogo pokochać.
Clara ma złamane serce i próbuje zapomnieć o tym, co łączyło ją z niepokornym księciem. Rozdzieliły ich sekrety, które przed nią ukrywał. Jednak Aleksander nie podda się bez walki. 
Kiedy Clara rzuci się w wir pracy i będzie starała się żyć swoim życiem, książę wróci po kolejną szansę. Czy dwoje tak różnych ludzi pochodzących z innych światów, będzie potrafiło zbudować prawdziwy związek?
Gorąca, erotyczna seria, która szybko Cię zdominuje!

Na wstępie za otrzymanie egzemplarza „Sekretu księcia”, jego przeczytanie i możliwość napisania tej recenzji, bardzo chciałam podziękować księgarni internetowej taniaksiazka.pl, która wysłała mi ten tytuł wraz z cudownym zestawem zakładek i naklejek, które idealnie dopasowały się do kogoś tak rozdartego między czytaniem a życiem, jak ja. Naprawdę, ten kto je wybierał, wiedział co robił i gdybym tylko miała taką możliwość, to częścią z nich obkleiłabym miejsce pracy!



„Sekret księcia”, jest drugą częścią serii Royals, która przedstawia nam losy księcia Alexandra i Clary Bishop, dziewczyny, która jest absolwentką prestiżowej uczelni i której codzienność splotła się z codziennością tytułowego księcia. Pierwszy tom miałam okazję czytać dłuższy czas temu i nie mogę powiedzieć, że seria ta należy do moich ulubionych. Raczej do tych, które chcę przeczytać w całości, skoro już zaczęłam, bo nie przepadam za urywaniem serii po jednym, lub kilku tomach. Właściwie to mogę przyznać, że zawsze zżera mnie ciekawość względem tego, jak potoczą się losy bohaterów i co autorzy jeszcze dla czytelników w kolejnych tomach przygotowali, a żebym szybko zapomniała, że coś czytałam potrzeba naprawdę wiele. Co do serii Royal, po zapoznaniu się z dwoma częściami, mogę powiedzieć, że nie jest ona ani zła, ani powalająco dobra. Ot co, w moim odczuciu pierwszy tom był przeciętny i chciałam wierzyć w to, że drugi okaże się lepszy, w końcu cały czas mówimy o książce Genevy Lee, która według New York Times'a jest bestsellerową pisarką i jakby nie patrzeć poziom swojej twórczości, utrzymuje na naprawdę dobrym poziomie.

Ci z Was, którzy mieli okazję przeczytać „Kochankę księcia” wiedzą już, że historia skupia się na Clarze, której rodzina należała do dobrze usytuowanych, a ona sama po ukończeniu nauki na uniwersytecie została zatrudniona w znanej firmie, przez co problemy wiążące się z wszelkimi wydatkami nie były czymś, czym musiałaby sobie zawracać głowę. Mimo to okazała się naprawdę skromną dziewczyną, która nie robiła wokół siebie szumu, a społeczeństwo usłyszało o niej dopiero wtedy, kiedy została przyłapana na pocałunku z Alexandrem. Ten jeden pocałunek zmienił całe jej życie, a spokojna codzienność została wywrócona do góry nogami za sprawą silnych uczuć i fizycznego uzależnienia od Alexandra, który mimo tego, iż nie planował się wiązać i gustował w ostrym, wręcz dominującym seksie, odwzajemnił uczucia Clary, co przywołało więcej złego, niżeli dobrego. To zaś uderzyło w skromną dziewczynę, która nie spodziewała się, że wszystko stanie na głowie, a w jej osobę zostanie skierowana olbrzymia fala nienawiści, a miłość, która narodziła się między nią i księciem, nie będzie wystarczająca do tego, by ich związek przetrwał. Rozstali się, ale czy uczucie z czasem przepadło? Nie. W „Sekrecie księcia” witamy Clarę, która pragnie zapomnieć o burzliwym romansie z Alexandrem, co wcale nie jest łatwe. Na domiar złego jej choroba ponownie daje o sobie znać i w niczym nie pomaga dziewczynie utrzymujące się uczucie rozgoryczenia związanego z faktem, że Alexander nie podjął żadnej próby kontaktu z nią. Dziewczyna jest nieświadoma tego, że jej najlepsza przyjaciółka przechwytuje listy, które książę wysyła do niej niemal każdego dnia. Wiele zmienia się w momencie, w którym Alexander stwierdza na łamach wywiadu w telewizji, że zamieszkali razem. Przeprowadzka do niego, na którą wpłynęła miłość, jaką się nieustannie darzą, nie kończy jednak problemów, z jakimi się zmierzają. Nieprzyjemne tematy, związane ze sprawami sprzed lat, czy oskarżenia dotyczące narkotyków, okazują się być kolejnymi ciosami, wystawiającymi ich związek na następną próbę.

Książka mi się podobała. Czytało się ją szybko, podobnie jak jej poprzedniczkę, a Geneva Lee kolejny raz dała z siebie wiele i urozmaiciła mi dzień lekturą tego tytułu. Historia przedstawiona jest z perspektywy Clary, a przyjemność zobaczenia jej oczami Alexandra mamy jedynie w niektórych momentach. Nie mniej, seria wciąż jest pełna tajemnic związanych z przeszłością, mroczna, interesująca i rodząca wiele pytań, na które całe szczęście czytelnik otrzymuje odpowiedzi, aczkolwiek muszę się przyczepić do tego, że scen erotycznych moim zdaniem, jest zdecydowanie za dużo i nawet to, że są napisane z wyczuciem, nie zmienia mojego zdania na ten temat. Rozumiem, że jest to erotyk, ale po pewnym czasie, zaczyna się to robić przytłaczające, a chęć przewrócenia kilku stron jest ogromna, byleby tylko oszczędzić sobie kolejnych scen seksu. Szczęście w nieszczęściu, że sam pomysł na historię jest bardzo ciekawy i autorka dobrze radzi sobie z budowaniem napięcia, jeśli chodzi o tajemnice z przeszłości głównych bohaterów, a epilog w pełni wynagradza wszystko, bo jest jak najbardziej zaskakujący i zachęca do tego, by czym prędzej sięgnąć po kolejny tom tej serii. Podsumowując, po „Sekret księcia” warto sięgnąć, o ile nie ma się problemu z książkami, w których erotyzmu jest zbyt dużo. Ci, którzy mają z takimi scenami problem, mogą mieć sporo trudności w dobrnięciu do ostatniej strony, jednak wydaje mi się, że główny wątek jest na tyle dobry, a sam styl pisarki autorki przyjemny, by co cierpliwsi mogli przymknąć oko i skupić się na tym, co najważniejsze.


Sekrety to nie kłamstwa. ” 

sobota, 20 października 2018

C.J. Tudor - Kredziarz

C.J. Tudor - Kredziarz

Tytuł: Kredziarz
Autor: C.J. Tudor
Liczba stron: 384

W mrocznych zakamarkach ludzkiego umysłu kryją się najbardziej fascynujące koszmary i tajemnice.
Rok 1986. Eddie i jego przyjaciele dorastają w sennym angielskim miasteczku. Spędzają czas, jeżdżąc na rowerach i szukając wrażeń. Porozumiewają się kodem: rysowanymi kredą ludzikami. Pewnego dnia jeden tajemniczy znak prowadzi ich do ludzkich zwłok. Od tej chwili wszystko zmienia się w ich życiu.
Trzydzieści lat później Eddie i jego przyjaciele dostają listy z wiadomością napisaną tajemniczym kodem z dawnych lat. Uważają, że to żart do momentu, gdy jeden z nich nie ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Do Eddiego dociera, że jedyną drogą do ocalenia siebie przed podobnym losem jest próba zrozumienia, co tak naprawdę stało się przed laty.
Kredziarz to najlepszy rodzaj suspense’u, w którym teraźniejszość doskonale współgra z reminiscencją, każda postać jest wyraźnie zarysowana i interesująca, żadna z zagadek nie pozostawia w czytelniku niedosytu, a zwroty akcji zaskoczą nawet najbardziej doświadczonego czytelnika.


Długo mnie tu nie było, blog zarósł sporą warstwą kurzu, ale tak to jest, kiedy trzeba się zająć życiem i wszelkie przyjemności muszą zostać odłożone w czasie. Tak też było z moim czytaniem i październik pod tym względem jest u mnie bardzo kiepskim miesiącem, bo przeczytałam mniej książek, niż planowałam, aczkolwiek i tak cieszę się z tego, że udało mi się wygospodarować na tyle wolnego czasu, żeby teraz kiedy koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, wrócić do was z kilkoma recenzjami książek, które jakimś cudem udało mi się przeczytać w codziennym zabieganiu. Jedną z nich jest „Kredziarz” od C.J. Tudor, na której skupi się dzisiejsza recenzja.

Tytuł ten zamierzałam kupić, ale tak się złożyło, że rzucił mi się w oczy na regale w bibliotece, a kiedy wydatki na książki potrafią doprowadzić stan konta do opłakanego stanu, nie zastanawiałam się długo i skorzystałam z okazji, by zapoznać się z „Kredziarzem”, który zrobił na mnie dobre, a nawet bardzo dobre wrażenie.

Książka ta przedstawia nam losy Henry'ego i jego przyjaciół. Co ciekawe całą historię możemy poznać zarówno z perspektywy czasów obecnych, jak i z tej, która się tyczy przeszłości. Początkowo miałam sceptyczne podejście do dwutorowego przedstawienia całej historii, ale dość szybko zrozumiałam, że zabieg ten jest celowy, a co ważne naprawdę potrzebny do tego, by w pełni zrozumieć losy głównego bohatera i jego przyjaciół. Wszystko zaczyna się niepozornie i niewinnie, ot co poznajemy grupkę nieletnich przyjaciół, która lubi jeździć rowerami po miasteczku, które niczym się nie wyróżniało i było naprawdę spokojne, do czasu aż w tamtejszym lesie nie odnaleziono fragmentu zwłok. Grupka przyjaciół zdaje sobie wówczas sprawę z tego, że jakiś etap ich życia stał się historią, a doskonale znana im codzienność bardzo się zmieni. Z tą świadomością, postanawiają zmienić formę komunikacji i sięgają po kredę. Każde z dzieci ma przypisany do siebie kolor kredy, a informacje przekazują sobie przy pomocy narysowanych nią ludzików. Żadne z nich, nie spodziewało się jednak tego, że po trzydziestu latach, gdy będą dorosłymi ludźmi, zaczną otrzymywać tajemnicze wiadomości, narysowane doskonale znanym im kodem. To właśnie wtedy pojmują, że koszmar z przeszłości powraca, a oni muszą się z nim zmierzyć i stawić czoła zagrożeniu.

Cała historia ma w sobie sporo tajemniczości i mroku. Z każdą stroną wzbudza w czytelniku coraz większe zaciekawienie i nie pozostawia po sobie żadnego niedosytu. Dostarcza wszystkiego, czego powinien dostarczyć kryminał, a nawet czegoś więcej. Ma w sobie wiele przesłań, które dają do myślenia i które w połączeniu z tym tajemniczym wątkiem, którego poznawanie w ogóle się nie dłuży, tworzy książkę naprawdę rewelacyjną, po którą warto sięgnąć i poświęcić jej tych kilka godzin, jakie do straconych należeć nie będą. Losy głównego bohatera i jego przyjaciół, to coś więcej niż opowieść z morderstwem w tle. Pokazują one, że nie zawsze to, co robimy i co chcemy, by wyszło na dobre, takim jest. Nieraz przynosi to opłakane i nieodwracalne skutki. Ponadto jest to książka, która w żaden sposób nie jest przesłodzona. Właściwie można spokojnie stwierdzić po stylu autorki, że jest ona bardzo inteligentną osobą, która dokładnie przemyślała to, co chciała nam w tej historii przekazać i nie napisała jej tylko i wyłącznie z nadzieją, że „Kredziarz” zostanie wydany i zacznie przynosić jakiś dochód, a nie raz spotkałam się z książkami, które właśnie takie wrażenie na mnie wywarły i myślę, że wy również mieliście okazję się z takimi spotkać. Tak czy inaczej, jeśli chodzi o samego „Kredziarza”, to uważam, że jest to książka warta polecenia i jeśli ktoś poszukuje dobrego kryminału, który ma w sobie sporo różnego rodzaju przesłania wartego uwagi, to z czystym sumieniem polecam!

Ludziom się wydaje, że życie dzieci jest beztroskie, ale to nieprawda. Jesteśmy mniejsi, więc nasze zmartwienia są większe ”