środa, 26 grudnia 2018

A. Meredith Walters - Twoim Śladem

A. Meredith Walters - Twoim Śladem

Tytuł: Twoim śladem
Autor: A. Meredith Walters
Liczba stron: 479

Gdy miłość staje się wyzwaniem, przekleństwem i spełnieniem.
Aubrey, studentka psychologii, jest koordynatorką w grupie uzależnień. Mieszka z koleżanką w wynajętym mieszkaniu. Pewnego razu koleżanka trafia do "latającego" klubu Kompulsja, oferującego narkotyki i alkohol. Prymuska Aubrey nigdy by się tam nie wybrała, ale trzeba było ratować przyjaciółkę. Miejsce wydało jej się odpychające i magnetycznie przyciągające zarazem… Poznaje tam tajemniczego Maxxa Demelo, który wzbudza jej zachwyt nieprzeciętną urodą i charyzmą. Aburey nic nie wie o drugim życiu Maxxa. Czy podąży jego śladem?

"Twoim śladem" to pierwsza część cyklu Twisted Love, która na mojej półce leżała nietknięta... Bardzo długo, bo jakiś rok? Tak jakoś wyszło, że wybierając spomiędzy dziesiątek książek, które chciałam przeczytać, ten konkretny tytuł spadał gdzieś na koniec listy, ale w ostatnim czasie zaopatrzyłam się również w drugą część i tak się złożyło, że zmotywowało mnie to do tego, żeby dłużej nie odkładać tej książki na później, co mnie cieszy, bo warto było się z nią zapoznać.

Mogłoby się wydawać, że w książce tej nie ma niczego szczególnego, zwyczajny tytuł new adult, który będzie się kręcił wokół uczuć dwójki bohaterów, gdzie on jest tym złym, a ona okazuje się jego nadzieją na lepsze jutro. Jest to błędne nastawienie, bo "Twoim śladem" to książka, która ma w sobie więcej niż nadmiar romantycznego wątku. Aubrey jest studentką psychologii i dostaje szansę na to, by zostać koordynatorką w grupie uzależnień, którą zamierza jak najlepiej wykorzystać, by zapunktować sobie w zdobyciu dyplomu, na jakim jej bardzo zależy. To właśnie w grupie wsparcia poznaje tajemniczego, irytującego, magnetycznego Maxxa, który zaczyna zaprzątać jej głowę. Dziewczyna choć wie, że nie powinna wplątywać się w relacje z członkami grupy uzależnień, dla tego konkretnego traci głowę w każdym tego słowa znaczeniu. Maxx nie jest lepszy. Chłopak na terapię chodzi, bo musi, ale nie nastawia się na odniesienie sukcesu w walce ze swoim uzależnieniem od narkotyków. Ma też słabość do koordynatorki, która wzbudza w nim uczucia, o jakich posiadanie dotąd się nie podejrzewał, a które próbuje od siebie odepchnąć, wiedząc, że ich światy nie powinny się ze sobą zderzyć. Los decyduje jednak inaczej, a dwójka bohaterów, będzie musiała zmierzyć się z wieloma przeciwnościami, jakie staną na drodze łączącego ich uczucia, które niekoniecznie okaże się dla nich zdrowe.

W książce tej Meredith Walters poruszyła trudne tematy, jakimi są uzależnienie od narkotyków i osób czy strata bliskich, o którą nie ciężko jest się po fakcie obwiniać, zastanawiając nad tym, co by było, gdyby nie było się zainteresowanym czubkiem własnego nosa. Całość czytało się szybko. Wciągała i wzbudzała spore zaciekawienie. Momentami bawiła, głównie w momentach, kiedy czytało się tę historię z perspektywy Maxxa, który w swój specyficzny sposób myślał o innych, otaczających go osobach, ale jest to zapewne wina mojego nieco skrzywionego poczucia humoru. A skoro już o bohaterach mowa. Aubrey wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Ciężko mi stwierdzić, czy ją lubię, czy może tylko toleruję, bo odniosłam wrażenie, że momentami przeczyła samej sobie i nie zdawała sobie z tego sprawa. Jeśli chodzi o Maxxa, jego lepsza wersja bardzo przypadła mi do gustu. Ta gorsza była nie do zniesienia, ale autorka naprawdę świetnie przedstawiła to, co robiły z chłopakiem zażywane przez niego narkotyki i jak bardzo, w przeciągu chwili potrafią one zmienić człowieka nie do poznania. Ogólnie, całość oceniam naprawdę bardzo dobrze, bo nie jest to typowe romansidło, po którym można z góry przewidzieć zakończenie. Chociaż pewna kwestia od samego początku jest przewidywalna, wręcz można ją uznać za pewniaka, a chyba efekt powinien być odwrotny, to nawet wspomniane zakończenie mnie zaskoczyło do tego stopnia, że z przyjemnością wezmę drugą część tego cyklu, by poznać dalsze losy Aubrey i Maxxa, które na ten moment, są dla mnie wielką niewiadomą.

Miłość była najpiękniejszym rodzajem obłędu. Szaleństwem desperacji i pożądania, które sprawiało, że najbardziej nieprawdopodobne wybory stawały się możliwe. ” 

niedziela, 9 grudnia 2018

Alice Broadway - Tusz

Alice Broadway - Tusz

Tytuł: Tusz
Autor: Alice Broadway
Liczba stron: 378

Oszałamiający debiut! ​ Alice Broadway po mistrzowsku łączy fantastykę z tajemnicą i utopią.
Każde zachowanie, każdy uczynek, każda ważna chwila zostawia ślad na Twojej skórze. Leora jest przekonana, że jej zmarły ojciec powinien zostać zapamiętany na zawsze. Wie, że zasługuje on, aby wszystkie jego tatuaże zostały usunięte i przekształcone w księgę skóry jako dowód dobrego życia, jakie wiódł.
Jednak kiedy odkrywa, że jego tusz zmieniono, a księga jest niekompletna, zaczyna się zastanawiać, czy tak naprawdę kiedykolwiek go znała.
„Tusz”, to książka, której chęć przeczytania chodziła za mną od dłuższego czasu, nie tylko za sprawą jej opisu, ale również przepięknej okładki, która jak tylko ją zobaczyłam, przykuła moją uwagę i zwyczajnie zachwyciła. Czy treść była równie zachwycająca? Na swój sposób tak, bo jak na ograniczone nieco możliwości czytania w ostatnim czasie, udało mi się dość szybko ją przeczytać, co w pewnym sensie świadczy o tym, że było warto wziąć „Tusz” do ręki.

Widać, że cała ta historia była tworzona z pomysłem, który miał spory potencjał. Mamy w niej okazję śledzić losy młodej dziewczyny Leory, która żyje w społeczeństwie, gdzie tatuaże powstające na ciałach każdego mieszkańca są czymś w pełni normalnym. Niemal każdy mieszkaniec jest nimi pokryty w znacznym stopniu, aczkolwiek nie są to zwyczajne tatuaże, lecz wzory przedstawiające kolejne osoby. Dziewczyna, mając dar odczytywania ich, bez problemu poznaje historie życia czasem zupełnie obcych sobie ludzi, jakich mija na ulicach. Poznajemy ją w momencie, w którym umiera jej ukochany ojciec. Leora wraz z matką, przygotowują się do pożegnania mężczyzny i w zniecierpliwieniu oczekują na powstanie księgi z jego skóry, jak i ceremonii ważenia dusz, która określi, czy ojciec dziewczyny był dobrym człowiekiem, wartym zapamiętania. To, co początkowo wydawało się dla niej czymś oczywistym, dość szybko staje jednak pod znakiem zapytania, gdy dziewczyna odkrywa, że tatuaże jej ojca były zmienione, a jeden świadczący o tym, że powinien być on zapomnianym, co pojęła na skutek czystego przypadku, został skradziony i komplikuje sprawy związane z ceremonią, ciągnąc za sobą wiele problemów, z którymi Leora zmierza się z pomocą przyjaciół.

Alice Broadway stworzyła przyjemną książkę z gatunku fantastyki, która została napisana w sposób, dzięki któremu kolejne strony w ogóle się nie ciągną. Świat, jaki przedstawiła, jest naprawdę interesujący i przedstawiony w sposób, który dla mniej wymagających osób będzie wystarczający, ale dla tych bardziej wymagających? Nie koniecznie. Mnie osobiście raziło to, że w książce tej było całkiem sporo informacji dotyczących świata, w jakim żyje Leora, ale były one utrzymane w formie ogólników, które nie pozwalały na to, by bardziej pojąć to, czemu wszyscy ci ludzie żyją w taki, a nie inny sposób czy tego, dlaczego mają takie, a nie inne zwyczaje. Jeśli chodzi o bohaterów, nie powiem, polubiłam główną bohaterkę, ale jej przyjaciółka Verity, wydaje mi się, że została przedstawiona w o wiele bardziej interesujący sposób i wcale nie chodzi o to, że nie była taką szarą myszką jak Leora, lecz o to, że w moim odczuciu była bardziej wyrazista. Do tego wszystkiego dochodzi również znajdująca się w książce mapka, która sama nie wiem, do czego służy, bo spora część akcji kręciła się w tych samych miejscach, a ilość miejsc na owej mapce, znajdującej się na początku książki, mnie osobiście rozczarowała, bo patrząc na nią, liczyłam na większą ilość akcji. Krótko mówiąc, autorka zbytnio skupiła się na kwestii wszechobecnych tatuaży, które są głównym motywem tego tytułu, ale gdzieś w tym wszystkim, nie wiem, czy zamierzenie, zostawiając większą ilość informacji na kolejne tomy, czy nie, zapomniała o tym, by skupić się na innych istotnych kwestiach, dzięki którym „Tusz” mógłby być jeszcze lepszą książką, nawet jeśli nieco grubszą. Nie mniej, mimo tych kilku minusów, jest to książka, po którą warto sięgnąć i do której z pewnością jeszcze wrócę, kiedy ukaże się kolejna część.



Serce powinno trzymać się w środku. Nie można go chronić, jeśli komuś je oddajesz. ” 

środa, 28 listopada 2018

Ashley Poston - Geekerella

Ashley Poston - Geekerella

Tytuł: Geekerella - Kopciuszek, który był geekiem
Autor: Ashley Poston
Liczba stron: 408

Pokochaj magię fandomu! Elle Wittimer jest geekiem, a jej całe życie to Starfield, klasyczna seria science fiction. Kiedy dziewczyna dowiaduje się o konkursie na cosplay do ukochanego filmu, musi wziąć w nim udział. Z oszczędnościami z pracy w food trucku Magiczna Dynia i w starym kostiumie ojca, Elle wyrusza w podróż zdeterminowana, by wygrać. Nie spodziewa się jednak, że poza walką o pierwsze miejsce w konkursie, przyjdzie jej stoczyć bitwę o czyjeś serce.

O Kopciuszku słyszał chyba każdy i każdy też miał styczność z przynajmniej jedną książką, która była oparta na tej znanej, cudownej baśni. Jedną z książek, wykorzystującą motyw z Kopciuszka, jest wydana blisko miesiąc temu Geekerella. Wyobrażacie sobie kopciuszka, który jest geekiem? Nie? W takim razie musicie sięgnąć po ten tytuł!

Geekerella to historia młodej dziewczyny Elle Wittimer, która dzięki swoim rodzicom, stała się zagorzałą fanką serialu Starfield. To właśnie ten serial sprawił, że jej rodzice się poznali. Oni odtańczyli swój pierwszy taniec do piosenki z tego serialu i to oni brali udział w konwentach jako cosplayerzy. Miłością do tego serialu, Ellie zapałała głównie dzięki swojemu zmarłemu tacie, za którym bardzo tęskni i którego nieustannie wspomina, żyjąc pod jednym dachem ze swoją macochą i jej dwoma córkami bliźniaczkami, które podobnie jak kobieta lubią zatruwać Ellie życie, na wszelkie możliwe sposoby. Ellie może zaznać odrobiny wytchnienia od atmosfery panującej w domu, w trakcie pracy. A pracuje w... "Magicznej Dyni", czyli foodtrucku, oferującym wegańskie jedzenie. Jakby tego było mało, dziewczyna marzy o wzięciu udziału, nie w balu, lecz konkursie cosplay. Chęć ta naszła ją w trakcie wymieniania wiadomości z nieznajomym chłopakiem, którym okazuje się nie kto inny, a młody aktor, idol nastolatek i główna gwiazda powstającego remake, jej ukochanego Starfield. Co ciekawe, Ellie wcale nie była pozytywnie nastawiona do faktu, że w obsadzie znalazł się Darien, którego zdążyła obsmarować na swoim blogu, uważając, że jego rola będzie istna katastrofa. Czy Ellie uda się spełnić marzenie o udziale w cosplayu? I jak zareaguje, kiedy zrozumie, że tajemniczy chłopak, z którym pisze, jest Darienem, którego nie znosi? Tego nie zdradzę!

Geekerella to książka, po którą warto sięgnąć. Utrzymana w klimacie kopciuszka, wciąga na długie godziny i choć wszystko jest przewidywalne, bo w końcu mamy styczność ze współczesną wersją dobrze nam znanej historii, to nie znalazłam niczego, co mogłabym określić minus tego tytułu. Jest zabawnie, wzruszająco, klimatycznie. Wrzucenie Kopciuszka do współczesnych czasów i postawienie go w roli ogromnej fanki serialu, jest świetną sprawą. Od samego początku widać, że autorka się postarała o to, by dać czytelnikom coś, co zachwyci, nawet jeśli na swój sposób jest odgrzewanym kotletem. W Geekerelli nie brak niczego. Mamy Kopciuszka i Księcia, mamy też złą macochę i jej córki, oraz ważną Dobrą Wróżkę. Bal? Zagubiony pantofelek? I to znajdziecie w tej książce, która jest jedna z lepszych pozycji, jakie miałam przyjemność czytać w tym roku i którą jest genialna na tyle, że rozstanie się z nią, chociaż na chwile, przychodziło mi z olbrzymim trudem, ale czasami trzeba i kiedy tylko wracał czas na czytanie, od razu to robiłam. Co więcej? Polecam wszystkim, którzy kochają Kopciuszka i którzy lubią zatracić się w bajecznych klimatach.

Spójrz w gwiazdy. Obierz kurs. Leć. ” 

poniedziałek, 19 listopada 2018

Jenika Snow, Jordan Marie - Mikołaj na zamówienie

Jenika Snow, Jordan Marie - Mikołaj na zamówienie

Tytuł: Mikołaj na zamówienie
Autor: Jenika Snow, Jordan Marie
Liczba stron: 152

Firma Nicka spełnia niegrzeczne fantazje swoich klientów. Jednak ich usługi nie wykraczają poza uwodzenie i flirt. Kiedy Nick dostaje zlecenie, żeby udawać świętego Mikołaja i spełnić fantazję klientki, myśli, że to zadanie jakich wiele. Jednak szybko okaże się, że kobieta, która otworzy mu drzwi, będzie także spełnieniem jego erotycznej fantazji. Ich gorący wieczór z motywem świątecznym stanie się dla obojga niezapomnianym przeżyciem…

Wydawnictwo Kobiece kojarzy mi się od dawna z naprawdę świetnymi książkami, po które z chęcią sięgam, dlatego tym razem wpadł w moje ręce "Mikołaj na zamówienie". Wiedząc, że sięgam po krótki erotyk, nie wiedziałam, jak wielkie mam względem tego tytułu oczekiwania i chyba dobrze się stało, bo wydaje mi się, że mogłabym się nieco przeliczyć.

Ta krótka świąteczna historia dla niegrzecznych dziewczynek jak głosi okładka, skupia się na dwójce bohaterów, Holly i Nicku. Wszystko zaczyna się dość ciekawie. Holly nie jest w najlepszym humorze przez wzgląd na nadchodzące święta, których ma serdecznie dość. Denerwuje ją to, że ludzie nie zwracają na siebie żadnej uwagi, są gotowi stratować się w pogoni za świątecznymi zakupami, czy w czasie nieskutecznego poszukiwania prezentów, a na domiar złego, święta kojarzą jej się z samotnością, która daje się jej we znaki. Kobieta nie ma przy sobie nikogo bliskiego, z kim mogłaby spędzić ten czas, co tylko pogarsza jej nastrój w dniu, w którym inna starsza kobieta wjechała w nią sklepowym wózkiem, niszcząc buty oraz rajstopy, w których poszło oczko. To właśnie wtedy spotkała Nicka. Właściciela firmy, której pracownicy spełniają fantazje kobiet. Nick po tym, jak jeden z jego pracowników się rozchorował i nie mógł wcielić się w Świętego Mikołaja, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zastąpić podwładnego. Nie przypuszczał wówczas, że Holly, którą wziął za klientkę swojej firmy, zajmie mu cały wieczór, zapadnie na dobre w pamięć a co ważne, okaże się kobietą, która z jego firmą nie miała nic wspólnego...

Całość jest krótka, bo liczy zaledwie 150 stron. Zacznę od tego, co mogłabym temu tytułowi zarzucić. Sporym minusem jak dla mnie okazało się to, że część z tych niewielu stron zajęły te nic niewnoszące, rozpoczynające kolejne rozdziały, które przedstawiają nam to samo co okładka książki. A skoro o okładce mowa, trochę szkoda, że przedstawia Mikołaja, który nijak odzwierciedla głównego bohatera, który według autorek był potężnym, wytatuowanym facetem. Nie mniej, jest to mały zarzut, bo mimo wszystko jestem zdania, że okładka prezentuje się naprawdę dobrze i przykuwa uwagę w tym przedświątecznym okresie, gdzie panuje szał na historie w tym klimacie. Kolejna sprawa... Wiem, że to erotyk, naprawdę. Wiem, że erotyki wiążą się z pikantnymi szczegółami, ale rozpisanie jednego wieczór na ogromną ilość stron, gdzie poszczególne teksty zdawały się powtarzać, nie przemówiło do mnie w ogóle. Za to momentami naprawdę bawiło i chyba tylko dlatego, że tytuł ten nie należy do długich i potrafił mi się na godzinę oderwać od rzeczywistości, wywołując rozbawienie, sprawiło, że przebrnęłam przez wyczyny Holly i Nicka. A było warto, bo może i Holly wykazała się szczytem głupoty, pakując się do łóżka obcemu facetowi, który w stroju mikołaja zaczepił ją na ulicy i komentował jej bieliznę, a ich uczucie rozwinęło się wręcz ekspresowo, to reszta książki, okazała się być na plus i sprawiła, że wbrew temu, co mam jej do zarzucenia, nie jest z tych książek, na które zmarnowałam czas. Czytało się szybko, bo nie dość, że nie jest to długa książka, to autorki mają przyjemny styl pisania. Podsumowując, uważam, że jest to tytuł dla czytelniczek mało wymagających, które mają ochotę na spędzenie wieczoru przy czymś nieskomplikowanym, prostym, momentami zabawnym. A te bardziej wymagające? Mogą czuć się nieco zawiedzione.

niedziela, 18 listopada 2018

Melissa Darwood - Tryjon

Melissa Darwood - Tryjon

Tytuł:  Tryjon
Autor: Melissa Darwood
Liczba stron: 304

Jak udowodnić swoją niewinność, kiedy nie pamiętasz ostatnich pięciu lat?
Nic nie ochroni nas przed bólem wspomnień. Sami musimy się z nim uporać.

Mila jest inna niż wszyscy. Często traci świadomość, przebywa w jednym miejscu, by po kilku godzinach znaleźć się w zupełnie innym. Pewnego dnia budzi się w zaświatach, zwanych Tryjonem. Dowiaduje się, że nie żyje, a przed śmiercią dopuściła się zbrodni.
Czy zdoła dowieść swojej niewinności? Czy kiedykolwiek jest za późno na miłość? I najważniejsze – co skrywa Tryjon?
Wciągająca historia o życiu po śmierci i poszukiwaniu własnej tożsamości.


Melissa Darwood przekonała mnie do siebie serią Wysłanników, co skutkowało tym, że przejście obojętnie obok innych tytułów autorki, z jakimi nie miałam okazji się zapoznać, stało się czymś niemożliwym do zrobienia. Tryjon zakupiłam więc nieco ponad miesiąc temu, tuż po przeczytaniu Laristy, jednak musiał on poczekać na swoją kolej i udało mi się go skończyć dopiero dzisiaj.

Tryjon skupia się na losach młodej dziewczyny Mili, która od pewnego czasu ma problemy z utratą świadomości. Pod wpływem emocji, dziewczyna traci świadomość i potrafi się ocknąć w innym miejscu, nieraz po kilku dniach, w sytuacjach, do których normalnie by się posunęła. Nieświadoma tego, co się z nią dzieje, zaczyna szukać informacji w internecie. Większość sugeruje jej zaburzenia psychicznie, przez co dziewczyna postanawia się skontaktować z psychiatrą. To się jednak nie uda. Kolejna utrata świadomości następuje w przeciągu krótkiej chwili i tym razem dziewczyna, dochodząc do siebie, pojmuje, że jest w nieznanym sobie miejscu, wśród obcych osób. Szybko okazuje się, że trafiła do Tryjonu na skutek śmierci, której nie pamięta. Z pomocą Pretora Zacharego, przebywa długą wędrówkę, poznając Tryjon i jego mieszkańców, oraz odkrywając tajemnicę dotyczącą swoich utrat świadomości, z którą musi się zmierzyć.

Na samym początku powiem, że Tryjon jest genialny. Historia Mili wciąga, a za sprawą wielu pełnych przesłania tekstów, wielokrotnie w głowie rodzą się najróżniejsze pytania, na które nie jest sobie łatwo odpowiedzieć. Autorka kolejny raz wciągnęła mnie w niesamowity, stworzony przez siebie świat na długie godziny. Ciekawość dotycząca tego, jak główna bohaterka poradzi sobie z utratami świadomości, sprawiała, że ciężko było odłożyć książkę na bok i robiłam to z trudem, musząc się skupić na obowiązkach w księgarni, które nie mogły czekać, aż dokończę stronę, czy nawet rozdział. Ponadto bardzo podobało mi się to, w jaki sposób rozwijała się relacja między Milą i Zacharym, który okazał się rewelacyjną postacią, jakiej nie sposób było nie polubić. Zakończenie i wyjaśnienie wszystkiego, co działo się w tej historii, było zaskakujące i dołożyło książce ogromnego plusa, gdyż nie było z tych, które dałoby się przewidzieć wcześniej. Podsumowując, kolejny raz nie zostałam rozczarowana przez twórczość autorki i będę się rozglądać za kolejnymi tytułami, by nadrobić zaległości.

Miewamy niepokoje, lęki, koszmary senne, ogarnia nas panika, cierpimy z tego powodu na bezsenność. Dzieje się tak, bo jesteśmy ludzcy. ” 

piątek, 16 listopada 2018

Czaromarownik - Magiczny dziennik 2019

Czaromarownik - Magiczny dziennik 2019

Tytuł: CzaroMarownik - Magiczny dziennik 2019
Liczba stron: 448
Wydawnictwo Kobiece


Idealny towarzysz i organizer dla każdej wyjątkowej kobiety, która chce dodać magicznej iskry do swojego życia. Księżycowy doradca podsunie ci niezawodne metody na przyciągnięcie dobrych wibracji, narzędzia do wzmocnienia swojej wewnętrznej siły i sposoby na korzystanie z naturalnych mocy drzemiących we wszechświecie. Daj się porwać wpływom księżyca i zainspiruj się do twórczych zmian!

Dziś trochę z innej beczki, bo nie o książce a planerze na nadchodzący 2019 rok. Nie mam zwyczaju korzystać z takich dobroci, jakie przygotowują dla nas różne wydawnictwa i z reguły trzymam się korzystania z dostępnego, poręcznego kalendarza w telefonie, jednak CzaroMarownik na 2019 rok, urzekł mnie całym sobą. Cudowna okładka i jeszcze ciekawsza zawartość, przemówiły do mnie na tyle, że weszłam w posiadanie owego organizera, z którego wiem, że będę z przyjemnością korzystać.


Nowy rok za niespełna trzy miesiące. W sklepach mamy coraz większy wybór wszelkiej maści kalendarzy i organizerów. Jedni lubią te, które wiesza się na ścianie, inni małe kieszonkowe, a ktoś inny chętnie rozgląda się za jakimś plannerem, który może mieć zawsze przy sobie. Przy takim wyborze, jaki oferują nam sklepy, ciężko jest się zdecydować na jeden konkretny kalendarz. Czemu więc postawiłam na CzaroMarownik? Po części dlatego, że wszelkie kalendarze, wiszące, biurkowe, kieszonkowe w ogóle nie są przeze mnie używane. Coś, co składa się dużego formatu, czy kilkunastu stron, które każdego miesiąca trzeba zmieniać, nigdy się w moim przypadku nie spisywało. Wiele razy łapałam się na tym, że wiosną, czy latem spoglądałam na ścianę, a tam kalendarz straszył styczniem, czasem lutym, bo nie zwracałam na nie większej uwagi. Do tego dochodził fakt, że przestrzeni, na nieraz ogromną ilość notatek, w takich kalendarzach jest naprawdę mało i po zapisaniu, oraz zaklejeniu niezliczoną ilością karteczek, nie wyglądają one estetycznie. W kwestii organizerów sprawy mają się zupełnie inaczej i tu skupię się na CzaroMarowniku, które przygotowało dla nas Wydawnictwo Kobiece.



Pierwszym co rzuca się w oczy, jest niesamowita fioletowa okładka, której odcień przełamują złote, błyszczące wstawki. Księżyc na okładce od początku przyciąga uwagę i zachęca do tego, by zajrzeć do wnętrza tego organizera, które muszę przyznać, że jest niczego sobie. Oprócz skróconego kalendarza na 2019 rok każdemu z dni nadchodzącego roku została przypisana osobna strona. W CzaroMarowniku znajdują się między innymi cytaty na każdy dzień, które są bardzo inspirujące i pozytywnie nastrajające. Do tego dochodzi również cała masa najróżniejszych ciekawostek. Wchodząc w posiadanie tego organizera, możemy poczytać o naturalnych substancjach pochodzenia roślinnego, które mają na celu wspomagać nasze organizmy. Inna część jest poświęcona magicznej właściwości różnych ziół, czy kryształom ochronnym. Nie zabrakło również tekstu dotyczącego eliksiru życia. Kto z nas nie chciałby takiego spożyć, skoro ma on sporo właściwości leczniczych? Nie można zapomnieć również o horoskopach, które powinny być nie lada gratką dla osób w nie wierzących. Zwykły, kwiatowy... Wybór jest, a ich treść niczego sobie. Ponadto sięgając po czaromarownik, możemy poczytać o żywiołach, czy tym, jaki skutek na nas ma to, że słońce jest w fazie danego znaku zodiaku. Krótko mówiąc, magicznych ciekawostek jest naprawdę sporo. Co ważne, wszystko to jest zamieszczone na 448 stronach, a mimo takiej ich ilości, organizer jest naprawdę poręczny i wcale nie ciężki, więc zabieranie go ze sobą w torebce, nie powinno dla żadnej z nas stanowić problemu.



Podsumowując, jeśli lubicie wszelkie organizery i macie słabość do magii, oraz pięknych okładek w twardej oprawie, to Czaromarownik jest dla Was. Wszystko wykonane gustownie, przyjemne dla oka i naprawdę przemyślane, nada życiu trochę magii, a jak wiadomo, często jest tak, że w codziennym zabieganiu, warto mieć wszystko zaplanowane i co ważne pod ręką ;)


Stwórz sobie miejsce, w którym możesz odpocząć od życia” 

środa, 14 listopada 2018

Jay McLean - Więcej. Tom 1. Więcej niż my

Jay McLean - Więcej. Tom 1. Więcej niż my

Tytuł: Więcej niż my
Autor: Jay McLean
Liczba stron: 304

Kiedy Mikayla wyobrażała sobie bal na zakończenie liceum, spodziewała się wieczoru jak z bajki. Jednak czas, który miał być wyjątkowy, był najgorszym koszmarem jej życia.
Jake przypadkiem stał się świadkiem tragedii, jaka dotknęła Mikaylę. Okazał się jedyną osobą, która mogła udzielić jej wsparcia w trudnych chwilach.
Kiedy ich światy zaczęły się przenikać, oboje zrozumieli, że chcieliby być dla siebie kimś więcej. Jednak Mikayla boi się doświadczyć ponownej straty i próbuje zachować dystans.

Uwielbiam młodzieżówki, a kiedy mowa o młodzieżówce, która ma w sobie wątek obyczajowy, trochę dramatu i romansu, to nie potrafię przejść obojętnie obok pewnego tytułu. Okładki również swoje robią i „Więcej niż my”, jest kolejną z książek, która musiała trafić w moje ręce, za sprawą świetnej okładki i zachęcającego opisu, który na dzień dobry zasugerował mi, że ta książka będzie tym, co naprawdę lubię.

„Więcej niż my”, opowiada o młodej dziewczynie Mikayli, która wybiera się na swój bal maturalny, który w jej założeniu miał być wielkim, wartym zapamiętania wydarzeniem. Wybrała się na niego w towarzystwie swojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki, nie przeczuwając, że ten jeden wieczór zmieni całe jej życie. Wystarczyło kilka godzin, by przyjaciele stali się wrogami, a potencjalni wrogowie, przyjaciółmi, w których przyszło jej znaleźć wielkie oparcie w najgorszych chwilach swojego życia. Cały wieczór, choć zaczął się niepozornie, okazał się katastrofą. Zdrada chłopaka i najlepszej przyjaciółki była zaledwie początkiem ciężkich doświadczeń, których jak na jedną noc, los przygotował dla Mikayli zdecydowanie zbyt dużo. Rozżalona zdradą, poznała Jake'a, chłopaka, który zapoznał ją z paczką swoich znajomych. Razem spędzili wieczór z dala od balu maturalnego, jednak nic nie było w stanie uratować tego jednego wieczoru, kiedy w ciągu kolejnych godzin dziewczyna straciła również swoją rodzinę, która była dla niej najważniejsza. Jake okazuje się jedyną osobą, która jest w stanie pomóc Mikayli w najtrudniejszych momentach. Nie jest to łatwe, zważywszy na to, że w jego oczach jest ona niesamowicie atrakcyjną dziewczyną, która za sprawą traumatycznych przeżyć, trzyma się na dystans, ale to nie zraża chłopaka i uparcie idzie z nią ramie w ramię, chcąc zrobić wszystko, by zaczęła żyć od nowa pełnią życia. Czy powoli kiełkujące uczucie, pomoże w osiągnięciu tego?

„Więcej niż my”, to rewelacyjna historia, którą naprawdę warto poznać. Chociaż jest to młodzieżówka, to jej tematyka nie należy do najprzyjemniejszych i można powiedzieć, że jest ciężka. Młoda dziewczyna, która dopiero zmierza w kierunku wkroczenia w dorosłe życie, w ciągu jednego wieczora traci wszystko to, na czym najbardziej jej zależy. Nie tylko miłość swojego życia, ale również rodzinę, oraz dom. Zostaje z niczym, wspierana przez tak naprawdę obcych sobie ludzi, którzy robią dla niej więcej niż ci, po których normalnie oczekiwałaby wsparcia, bliskości i dobrej rady dotyczącej tego, jak powinna żyć dalej po dramacie, jakiego doświadczyła. Autorka tym tytułem potrafi poruszyć i sprawia, że w głowie rodzi się myśl, co by było, gdyby takie coś spotkało nas samych, lub kogoś nam znanego. Ciężko jest sobie na takie pytanie odpowiedzieć, bo nikt z nas nie zdoła przewidzieć, co mogłoby się wydarzyć, jak byśmy się zachowali i poradzili z tak przykrymi okolicznościami. Więcej niż my, to zdecydowanie wzruszająca książka, od której ciężko się oderwać. Autorka ma naprawdę przyjemny styl, a losy Mikayli i Jake'a są przedstawione w taki sposób, że znudzenie się którąkolwiek stroną, jest niemożliwe. Wątek uczuciowy, również przypadł mi do gustu. Pozornie nie było to nic wielkiego, aczkolwiek samo to, że kręcił się obok tragedii głównej bohaterki, wzbudzając w niej sprzeczne uczucia, w moim odczuciu jest sporym plusem dla tego tytułu. Krótko mówiąc, całość wciąga, porusza, zaskakuje i wzbudza zniecierpliwienie ostatnimi stronami, które budzą nowe pytania, na które odpowiedzi mam nadzieję, że ukażą się w kolejnych tomach serii Więcej. Ponadto muszę wspomnieć o tym, że bardzo podoba mi się to, w jaki sposób zostali wykreowani główni bohaterowie, których z miejsca obdarzyłam sporą sympatią i których losy, z chęcią będę śledzić, ciekawa tego, jak będą sobie radzić w życiu i tego, co jeszcze przygotowała dla nich Jay McLean.

Staczam mentalną walkę z moimi fizycznymi pragnieniami, bo naprawdę nie chcę, żebyśmy zrobili coś, czego nie da się już cofnąć.” 

poniedziałek, 12 listopada 2018

Melissa Darwood - Guerra

Melissa Darwood - Guerra

Tytuł: Guerra, Wysłannicy t.2
Autor: Melissa Darwood
Liczba stron: 240

Związek Zuzy i Patryka nie układa się tak jak powinien. Od kiedy on i jej najlepsza przyjaciółka zostali Guardianami, Zuza czuje się samotna. Podczas jednego z koncertów Patryk ratuje życie Zuzki. W ramach kary za złamanie guardiańskich praw zostaje zesłany do Guerry. Teraz to Zuza musi poświęcić się, aby go uratować.

Nie tak dawno miałam okazję zapoznać się z pierwszą częścią Wysłanników, a mianowicie „Laristą”. Wówczas wiedziałam, że bez wahania sięgnę po kolejny tom tej serii i tak też się stało, bo kiedy trafił w moje ręce, bez zastanowienia wzięłam się za lekturę. Jakie wrażenia? Czy autorka zdołała utrzymać ten znakomity klimat znany z pierwszego tomu?

Tom drugi tej świetnej moim zdaniem serii skupia się na losach postaci, które mieliśmy okazję poznać w Lariście, a które odgrywały tam poboczną rolę. Tym razem są one głównymi bohaterami, a większa część Guerry, skupia się na Zuzce, przyjaciółce dobrze nam znanej Lary. Uzdolniona muzycznie dziewczyna, jest w związku z Guardianinem Patrykiem, z którym tworzą zespół. Mają marzenia, chcieliby się wybić na muzycznej scenie i mają ku temu okazję, gdy zostają supportem znanego zespołu. Wszystko przybiera nieoczekiwany obrót, kiedy w trakcie występu, w klubie zostają oddane strzały. Pociski wymierzone z broni w Zuzę, trafiają Patryka, który łamie narzucone Guardianom zasady i próbuje uchronić ukochaną dziewczynę przed śmiercią. To wydarzenie skutkuje zesłaniem chłopaka do Guerry. Zrozpaczona tą stratą Zuza, z pomocą swoich przyjaciół decyduje się wyruszyć w podróż do Guerry, wierząc głęboko w to, że uda jej się uratować Patryka. W podróży do krainy pełnej złej sławy Tentatorów, towarzyszy jej kumpel z zespołu, a na miejscu dziewczyna poznaje osoby, które również przyczynią się do tego, by mogła uporać się z misją, której się podjęła, nawet jeśli jej finał dla wszystkich jest wielką niewiadomą.

Melissa Darwood, po raz kolejny dała z siebie wszystko. „Guerra” to emocjonująca historia, w której brakuje rozwlekłych opisów i niepotrzebnych wstawek, co moim zdaniem daje tej książce, podobnie jak jej poprzedniczce olbrzymi plus, zamiast nich autorka dała nam całą masę zwrotów akcji, przez które ciężko jest się oderwać od lektury. Każdy kolejny rozdział rodzi pytania, na które czym prędzej chce się poznać odpowiedzi. Co ważne, dostajemy je na wszystkie pytania, jakie się pojawiają, Całość jest oczywiście doskonale przemyślana, a czytelnik ma okazję poznać świat Guardian i Tentatorów z innej, aczkolwiek równie ciekawej co w „Lariście”, perspektywy. 
Zauważyć trzeba, że „Guerra” ma totalnie inny klimat, niż pierwszy tom tej serii. W porównaniu do swojej poprzedniczki ta książka jest mroczna, ale ma w sobie ogrom przesłania i przedstawia losy jednej osoby, która, choć zmagająca się z bólem straty, napędzana silnym uczuciem jest w stanie poruszyć niebo i ziemię, by odzyskać najbliższą sercu osobę. Historia Zuzy i Patryka daje do myślenia, a Melissa Darwood, potrafi stworzyć coś niesamowitego, co zapada w pamięć. Bardzo spodobał mi się też fakt, że w tym tomie znalazło się miejsce dla pobocznych postaci, które nie są związane z Guardianami i Tentatorami. Jakie to postacie? Tego nie zdradzę, kto przeczyta Guerrę, z pewnością będzie wiedzieć o kim mowa, a sama mam nadzieję, że w kolejnym tomie, zostaną one dokładniej przedstawione. Może nawet wokół nich będzie się kręcić historia, na którą czekam z niecierpliwością|? Czas pokaże, a na ten moment, szczerze polecam cykl o Wysłannikach!


Nie dane mu było przeżyć nawet jednego życia, a przecież mógł mieć ich wiele.” 

piątek, 9 listopada 2018

Krystyna Kuhn - Dolina. Tom 1. Gra

Krystyna Kuhn - Dolina. Tom 1. Gra

Tytuł:  Dolina. Tom 1. Gra
Autor: Krystyna Kuhn
Liczba stron: 296

Gdzieś w ciemności w samym środku pustkowia skrywa się mroczna tajemnica…
Odjazdowe otrzęsiny w domku nad jeziorem. Tak studenci świętują swoje przybycie do college’u w Grace – położonej w Kanadyjskich Górach Skalistych elitarnej uczelni dla wybitnie uzdolnionych. Julia wraz z przyjaciółmi ma się wkrótce przekonać, że w zapomnianej przez Boga i ludzi dolinie dzieją się dziwne rzeczy…

Skąd tyle tabliczek ostrzegawczych wokół uczelni? I dlaczego Google Earth nie lokalizuje tego miejsca na mapie?

Gdy Robert – brat Julii – widzi dziewczynę samotnie skaczącą ze skały do jeziora Lake Mirror, nikt mu nie wierzy, nawet siostra. Mimo to rusza na ratunek. Nie ma pojęcia, że oto, chcąc nie chcąc, staje się pionkiem w grze – fragmentem czyjegoś misternego planu?

Przyznam szczerze, że nie słyszałam wcześniej o tej książce, zapewne za sprawą tego, że została ona wydana dobrych siedem lat temu. Wypatrzyłam ją jednak na wymianie w trakcie Śląskich Targów Książki i zachęcona opisem zamieszczonym na okładce, zdecydowałam się zabrać „Grę” do domu. Czy było warto?

„Gra” to historia rodzeństwa, Julie i Roberta, którzy rozpoczynają naukę w elitarnym college umiejscowionym na wzgórzu wśród wielu lasów i dolin. Dziewczyna od początku czuje niechęć względem miejsca, w którym przyszło się jej uczyć i dość szybko zaczyna myśleć o tym, jak wyrwać się z tego miejsca, mimo tego, że udało jej się zaskarbić sympatię niektórych rówieśników. Spory wpływ na jej decyzję o wyrwaniu się z college ma jej brat Robert, który żyje w świecie fantazji i nieraz budzi się z krzykiem, co raz ma miejsce niedługo po ich przyjeździe na uczelnię. Takie zachowanie brata, wprawia Julie w niemałe zakłopotanie i poczucie wstydu, gdy wszyscy wokół zdają się z Roberta naśmiewać. Sporo zmienia się w dniu, w którym impreza w miejscu, do którego uczniowie nie mają prawa wstępu, jest bliska zakończenia się tragedią. Robert, widząc skaczącą do jeziora dziewczynę, rzuca się jej na pomoc, nie myśląc o tym, że sam takiej będzie potrzebować. Idzie w zaparte i próbuje dać wszystkim do zrozumienia, że dziewczyna ta nie była wytworem jego wyobraźni, a jakby tego było mało, dość szybko okazuje się, że jedna z uczennic college, została uznana za zaginioną. Te dwie sprawy rodzą ciąg wydarzeń, z którymi musi się zmierzyć rodzeństwo, jak i inni uczniowie.

Jak widać „Gra” to książka, której opis daje nam poczuć, że historia będzie wciągająca za sprawą dziwnych sytuacji i wielu tajemnic. Czy się udało? Nie do końca. O ile tych prawie 300 stron czytało się szybko, tak całości mogę wiele zarzucić. Początek nudził mnie niesamowicie. Wszystko zdawało się kręcić wokół nadnaturalnych klimatów. Tajemnicza szkoła, określona grupka uczniów, sekrety, dziwne zachowania poszczególnych bohaterów. Na którejś ze stron znalazła się nawet wzmianka o syrenie, co pozwoliło wierzyć, że wszystko się rozkręci i nagle okaże się, że faktycznie ma się styczność z wampirami, czy innymi wilkołakami, którzy może nie są świadomi jeszcze swojego prawdziwego ja. Zamiast tego otrzymałam książkę, pełną różnych wątków, z bohaterami mającymi naprawdę beznadziejne podejście do życia jak na osoby, które uważają się za dojrzałe i ponadprzeciętnie inteligentne. Urywane myśli bohaterów, niedokończone wypowiedzi, czy beznadziejne wstawki w postaci przemyśleń, to wszystko, co miało budować jakiś klimat, a okazało się tym, co podziałało na szkodę „Gry”. Najwięcej działo się gdzieś w środku książki. Trochę stron wciągnęło mnie do reszty i po tym, jak początek mnie wynudził, chciałam wierzyć, że poziom zostanie zachowany. Nic takiego nie miało miejsca. Cała akcja szybko zwolniła i dalsza lektura również nudziła do samego końca, tym samym zniechęcając mnie do tego, by sięgnąć po kolejne części Doliny...


Nie da się tak po prostu zostawić za sobą przeszłości, zatrzasnąć za nią drzwi, choćby nie wiadomo, jak się chciało.” 

poniedziałek, 29 października 2018

Katarzyna Michalak - Ścigany

Katarzyna Michalak - Ścigany

Tytuł: Ścigany
Autor: Katarzyna Michalak
Liczba stron: 320


Danka i Hubert to dwoje życiowych straceńców. Byli przekonani, że nic dobrego ich nie czeka. Aż spotkali siebie.

Danka pomogła mu, kiedy ranny i ścigany przez policję uciekał przez bieszczadzkie bezdroża. Uwierzyła w jego niewinność, choć był poszukiwany za zabójstwo. 
Był taki jak ona. W oczach miał gniew, w duszy mrok, a w sercu głęboką ranę po wielkiej miłości. I jeszcze większej krzywdzie.
Hubert sprowadził na nią same kłopoty. Aby go chronić musiała znosić poniżenie i oddać się innemu mężczyźnie. Ale oddała mu tylko ciało. Serce zamroziła już dawno. Nie miała nic do stracenia i na niczym ani na nikim jej nie zależało. Nie można jej było przekupić ani zastraszyć.
Tylko miłość była w stanie to zmienić. I namiętność, tak silna, że pali wszystko, co stanie jej na drodze.



Nie jeden raz wspominałam już o tym, że ciężko jest mi się przekonać do książek polskich autorów i w dalszym ciągu nic się nie zmieniło, ale powoli się przełamuję. Pierwszą polską autorką, której twórczość mnie urzekła, jest K.N Haner, niedawno dołączyła do niej Melissa Darwood, a teraz Katarzyna Michalak. Jak to się stało, że sięgnęłam po "Ściganego"? Przyznaję, urzekła mnie okładka i kiedy widziałam ją dobry miesiąc temu, wiedziałam, że prędzej czy później się przełamię i sięgnę po coś, co od razu rzuca się w oczy, że jest nasze polskie, a opis był na tyle zachęcający, że pochłonęłam całość w ciągu dwóch dni, wykorzystując każdą chwilę na czytanie, w tym również czas wolny, jaki trafił się w trakcie godzin pracy.

"Ścigany" to książka przedstawiająca nam losy dwójki bohaterów. Danki, młodej lekarki, która po przykrych wydarzeniach, jakich doświadczyła w swoim życiu, postanowiła zamieszkać w małej miejscowości, na totalnym odludziu. Przygnębiona, tracąca chęci do życia, zdecydowała się odebrać sobie życie, nie przypuszczając, że TEN dzień, nie będzie jej ostatnim, a przyszłość okaże się wywrócona do góry nogami za sprawą oskarżonego o zabicie prezydenta, Huberta — mężczyzny, który pracując dla jednostki specjalnej, zostaje zdradzony i wrobiony w morderstwo. Ich losy splatają się w chwili, gdy ten ranny, prosi ją o udzielenie schronienia, które Danka mu oferuje, kryjąc się z tym przed znajomym policjantem, który wraz ze swoimi współpracownikami przeszukuje całą okolicę z zamiarem dorwania Huberta, w którego niewinność nie wierzy nikt, poza Danką, chociaż i ona miała początkowo spore opory w danie wiary jego zapewnieniom, iż jest niewinny. W końcu jednak postanawia zawierzyć słowom nowego znajomego, jakiego ukrywa pod własnym dachem, lecz czy słusznie i jak wiele będzie ją to zaufanie kosztować, Danka dowie się z biegiem czasu....

Co mogę powiedzieć? Książka w moim odczuciu jest naprawdę świetna. Akcja toczy swoim własnym rytmem, rozwija powoli, a autorka potrafi zbudować napięcie i wzbudzić wiele pytań, na które odpowiedzi otrzymuje się w odpowiednim ku temu czasie. Cała historia zdecydowanie wciąga i ciężko jest się oderwać od lektury, gdzie wątek dotyczący zabójstwa prezydenta i poszukiwań mordercy, zaczyna się łączyć z wątkiem romantycznym, którego rozwój naprawdę przypadł mi do gustu, bo wydaje mi się, że choć czasu ta dwójka bohaterów nie miała dla siebie wiele, to nic nie zostało na siłę przyspieszone, przez co też wszelkie sceny erotyczne zostały ograniczone do minimum, co jest w moim odczuciu bardzo na plus, bo szczerze przyznam, obawiałam się tego, że to, co obiecuje nam opis, okaże się zaledwie procentem całości, gdzie głównym tematem, jak to w książkach bywa, okaże się pojawiające z dnia na dzień uczucie, które na długie godziny wepcha bohaterów do łóżka. Całe szczęście nic takiego nie ma miejsca, a tytuł ten spodobał mi się na tyle, że z chęcią go polecę, a sama prędzej czy później sięgnę po inne książki Katarzyny Michalak.



Nadal obowiązywała ją przysięga Hipokratesa, którą we własnym sercu i sumieniu składała nie przełożonym, a Bogu i pacjentom 

niedziela, 28 października 2018

prof. K. McCoy i dr. Hardwik - Najnudniejsza książka świata

prof. K. McCoy i dr. Hardwik - Najnudniejsza książka świata

Tytuł: Najnudniejsza książka świata
Autor: prof. K. McCoy, dr. Hardwick
Liczba stron: 296
Wydawnictwo Kobiece

Tłumacz zasypiał, redaktor ziewał, korektor ratował się energetykami. Najnudniejsza książka świata to prawdziwe czytelnicze wyzwanie! Jej autorzy, w oparciu o złożone techniki psychologiczne, stworzyli zbiór tekstów i grafik, których czytanie wprowadza mózg w hipnotyczny stan i ułatwia zaśnięcie. Ta innowacyjna książka skutecznie wysyła w objęcia Morfeusza każdego nocnego marka!
Uwaga! Czytanie tej książki grozi natychmiastowym zaśnięciem!

Nudzicie się dzisiaj? Świetnie, bo zanudzę was jeszcze bardziej recenzją "Najnudniejszej książki świata". Chwytliwy tytuł prawda? Do tego okładka, która mnie urzekła, bo mam słabość do wszelkich owieczek i innych baranków, więc niczym dziwnym nie jest to, że skorzystałam z okazji do zapoznania się z tą książką, zaciekawiona tym, co się w niej znajduje. Czy była tak nudna, jak zapewnia nas opis? Czy zaśnięcie przy niej nie jest żadnym problemem? Sprawdziłam i cóż... O tym niżej, ale krótko, bo o tak nudnej książce nie da się napisać wiele ;)

Książka sama w sobie ma na celu pomóc w zasypianiu osobom, które mają problem z zapadaniem w sen. Autorzy postanowili zgromadzić na tych blisko trzystu stronach całą masę przeróżnych tekstów, krótszych i dłuższych, które nie mają wzbudzać w czytelniku żadnych emocji i przyznać trzeba, że im się to w pełni udało. Nie można jednak powiedzieć, by książka była nudna. Mnie osobiście nie usypiała, wręcz przeciwnie zaciekawiła tym ogromem różnych, nieprzydatnych w życiu ciekawostek, a zauważyć trzeba, że podjęłam się ryzyka i czytałam ją w pracy. Chyba nie byłoby mi tak wesoło, gdyby opis zamieszczony na tej cudownej niebieskiej okładce znalazł odzwierciedlenie w moim przypadku, a klienci wynieśliby mi połowę księgarni, kiedy sama smacznie spałabym pod kasą.

"Postaraliśmy się ułożyć i zaprojektować tekst w taki sposób, by zamroczyć umysł, wywołując stan hipnotycznej senności i rozleniwienia. Wszystkie artykuły zostały opracowane przez zespół wysokiej klasy nudziarzy, pozbawionych uczuć trutni oraz specjalistów w zniechęcająco jałowych dziedzinach badań."

"Najdnudniejszej książki świata", można się dowiedzieć wielu rzeczy... Między innymi tego, jakie są rodzaje śniegu (całkiem przydatne, skoro zima nadciąga wielkimi krokami i z tego, co słyszałam, gdzieś w Polsce spadł dzisiaj śnieg). Zastanawialiście się kiedyś, w jaki sposób były budowane piramidy? W takim razie sięgnijcie po ten tytuł, bo i o tym opowiedzieli nam autorzy. Nie brak również stron skupiających się na kaczkach, czy fazach wzrostu ostrokrzewu. Osoby lubiące sport, także znajdą coś dla siebie, aczkolwiek nie będę Wam wymieniać wszystkich tematów, które zostały poruszone w tej książce, bo odbiorę Wam frajdę z zapoznawania się z nią. A wierzcie lub nie, jakaś frajda jest. Zwłaszcza wtedy, kiedy myślimy o jakiejś przedłużającej się domówce. Goście nie chcą wyjść? Warto mieć "Najnudniejszą książkę świata" pod ręką. Kilka stron przeczytanych na głos, niechętnych do opuszczenia Waszego mieszkania gości, powinno subtelnie wypędzić ;)

Tu powinien być cytat, ale ta książka jest nudna, a nudne cytaty nie są nikomu potrzebne ;)  

piątek, 26 października 2018

Brittainy C. Cherry - Ogień, który ich spala

Brittainy C. Cherry - Ogień, który ich spala

Tytuł:  Ogień, który ich spala
Autor: Brittainy C.Cherry
Liczba stron: 450

Był sobie kiedyś chłopiec, którego pokochałam. 
Logan Francis Silverstone był moim zupełnym przeciwieństwem. Kiedy tańczyłam jak urzeczona, on podpierał ścianę. Przeważnie milczał, podczas gdy mnie trudno było uciszyć. Uśmiech przychodził mu z wysiłkiem, natomiast ja unikałam smutku.
Pewnej nocy dostrzegłam ciemność, która czaiła się głęboko w nim. 
Każdemu z nas czegoś brakowało, jednak razem mieliśmy wszystko. Z obojgiem było coś nie tak, ale obok siebie zawsze czuliśmy, że wszystko jest jak należy. Byliśmy jak spadające gwiazdy przecinające nocne niebo w poszukiwaniu życzenia, modlące się o lepsze jutro.
Aż do dnia, w którym go straciłam. Jedną pochopną decyzją zaprzepaścił nasz związek.
Był sobie chłopiec, którego pokochałam. 
I przez kilka krótkich chwil - trwających tyle co oddech, co szept - pomyślałam, że może i on mnie kocha.

Dotąd miałam okazję zapoznać się tylko z jednym tytułem z serii „Żywioły”, który bardzo mi się podobał i, dzięki któremu wiedziałam, że sięgnę również po inne części tej serii. „Ogień, który ich spala”, to książka, która podobnie jak jej poprzedniczka, z którą się zapoznałam, czyli „Powietrze, którym oddycha” wzbudziła we mnie sporo emocji i sprawiła, że ten wolny czas, który jej poświęciłam, do straconego nie należał, aczkolwiek zauważyć muszę, że jednak pierwsza część tej serii była dużo, dużo lepsza.

„Ogień, który ich spala” to książka, która przedstawia nam wciągającą historię, z perspektywy dwóch osób. Jedną z nich jest Alyssa, która pochodzi z dobrego domu i jest wychowywana przez despotyczną matkę. Poukładana dziewczyna, pragnąca kontaktu ze swoim ojcem, w którego ojcowskie uczucia względem niej niesamowicie wierzy, będąc w pracy, poznaje Logana. Chłopak nie ma tyle szczęścia co ona. Mieszka z uzależnioną od narkotyków i dającą się poniewierać partnerowi, matką, która nie przejmuje się niczym poza chęcią zażycia kolejnej działki, na którą jest w stanie wydać wszystkie pieniądze. To właśnie takie nastawienie doprowadza do tego, że Logan nie ma pieniędzy na opłacenie zakupów robionych w sklepie, w którym pracuje Alyssa. Ta dostrzegając jego zakłopotanie, decyduje się zapłacić za cały towar, nie spodziewając się, że gest ten będzie początkiem wielkiej przyjaźni między dziewczyną z dobrego domu a chłopakiem, który nie radząc sobie z własnymi problemami, również sięga po znieczulenie w postaci silniejszych używek. Żadne z nich, nie przypuszczało również, że ta przyjaźń na dobre i złe, zacznie się przeradzać w głębokie uczucie, które nie opuści tej dwójki mimo upływu lat i wielu, nieraz bolesnych przeszkód, z jakimi będą musieli się zmierzyć.

Brittainy C. Cherry ma to do siebie, że swoimi książkami potrafi urzec czytelnika. Jej historie są wzruszające, napisane w przyjemny, choć emocjonalny sposób, dzięki któremu szybko się je czytam, gdyż chęć poznania dalszych losów bohaterów, wzrasta z każdą kolejną stroną. „Ogień, który ich spala”, jest historią, w której ilość problemów, z jakimi zmagają się główni bohaterowie, niejednego z nas z pewnością by przytłoczyła. Autorka potrafi jednak w świetny sposób wykreować swoje postaci, dzięki czemu całość w żaden sposób nie jest przekoloryzowana. Właściwie przez bardzo długi czas ciężko jest w stu procentach określić to, jaki będzie jej finał. Kolejne decyzje Alyssy i Logana zaskakują, tak samo, jak i poszczególne wydarzenia, które przedstawia nam Brittainy C. Cherry. Całość zaś pokazuje, jak wiele ludzie są w stanie znieść, zwłaszcza wtedy, gdy w obliczu chorób, śmierci, uzależnień czy toksycznego otoczenia, ma się u boku kogoś, na kim można w stu procentach polegać. Jednym słowem, polecam! Tytuł jest świetny, dający do myślenia i zdecydowanie warty przeczytania.


Życie jest za krótkie, by nie robić tego, co się kocha. ” 

wtorek, 23 października 2018

Geneva Lee - Sekret księcia

Geneva Lee - Sekret księcia

Tytuł:  Royals t.2 - Sekret księcia
Autor: Geneva Lee
Liczba stron: 376


Alexander nigdy nie obiecywał Clarze, że będzie jej księciem na białym koniu, a ona zostanie jego księżniczką z bajki. Okazał się księciem z mrocznymi sekretami i z ciemnym sercem, które być może nigdy nie będzie potrafiło nikogo pokochać.
Clara ma złamane serce i próbuje zapomnieć o tym, co łączyło ją z niepokornym księciem. Rozdzieliły ich sekrety, które przed nią ukrywał. Jednak Aleksander nie podda się bez walki. 
Kiedy Clara rzuci się w wir pracy i będzie starała się żyć swoim życiem, książę wróci po kolejną szansę. Czy dwoje tak różnych ludzi pochodzących z innych światów, będzie potrafiło zbudować prawdziwy związek?
Gorąca, erotyczna seria, która szybko Cię zdominuje!

Na wstępie za otrzymanie egzemplarza „Sekretu księcia”, jego przeczytanie i możliwość napisania tej recenzji, bardzo chciałam podziękować księgarni internetowej taniaksiazka.pl, która wysłała mi ten tytuł wraz z cudownym zestawem zakładek i naklejek, które idealnie dopasowały się do kogoś tak rozdartego między czytaniem a życiem, jak ja. Naprawdę, ten kto je wybierał, wiedział co robił i gdybym tylko miała taką możliwość, to częścią z nich obkleiłabym miejsce pracy!



„Sekret księcia”, jest drugą częścią serii Royals, która przedstawia nam losy księcia Alexandra i Clary Bishop, dziewczyny, która jest absolwentką prestiżowej uczelni i której codzienność splotła się z codziennością tytułowego księcia. Pierwszy tom miałam okazję czytać dłuższy czas temu i nie mogę powiedzieć, że seria ta należy do moich ulubionych. Raczej do tych, które chcę przeczytać w całości, skoro już zaczęłam, bo nie przepadam za urywaniem serii po jednym, lub kilku tomach. Właściwie to mogę przyznać, że zawsze zżera mnie ciekawość względem tego, jak potoczą się losy bohaterów i co autorzy jeszcze dla czytelników w kolejnych tomach przygotowali, a żebym szybko zapomniała, że coś czytałam potrzeba naprawdę wiele. Co do serii Royal, po zapoznaniu się z dwoma częściami, mogę powiedzieć, że nie jest ona ani zła, ani powalająco dobra. Ot co, w moim odczuciu pierwszy tom był przeciętny i chciałam wierzyć w to, że drugi okaże się lepszy, w końcu cały czas mówimy o książce Genevy Lee, która według New York Times'a jest bestsellerową pisarką i jakby nie patrzeć poziom swojej twórczości, utrzymuje na naprawdę dobrym poziomie.

Ci z Was, którzy mieli okazję przeczytać „Kochankę księcia” wiedzą już, że historia skupia się na Clarze, której rodzina należała do dobrze usytuowanych, a ona sama po ukończeniu nauki na uniwersytecie została zatrudniona w znanej firmie, przez co problemy wiążące się z wszelkimi wydatkami nie były czymś, czym musiałaby sobie zawracać głowę. Mimo to okazała się naprawdę skromną dziewczyną, która nie robiła wokół siebie szumu, a społeczeństwo usłyszało o niej dopiero wtedy, kiedy została przyłapana na pocałunku z Alexandrem. Ten jeden pocałunek zmienił całe jej życie, a spokojna codzienność została wywrócona do góry nogami za sprawą silnych uczuć i fizycznego uzależnienia od Alexandra, który mimo tego, iż nie planował się wiązać i gustował w ostrym, wręcz dominującym seksie, odwzajemnił uczucia Clary, co przywołało więcej złego, niżeli dobrego. To zaś uderzyło w skromną dziewczynę, która nie spodziewała się, że wszystko stanie na głowie, a w jej osobę zostanie skierowana olbrzymia fala nienawiści, a miłość, która narodziła się między nią i księciem, nie będzie wystarczająca do tego, by ich związek przetrwał. Rozstali się, ale czy uczucie z czasem przepadło? Nie. W „Sekrecie księcia” witamy Clarę, która pragnie zapomnieć o burzliwym romansie z Alexandrem, co wcale nie jest łatwe. Na domiar złego jej choroba ponownie daje o sobie znać i w niczym nie pomaga dziewczynie utrzymujące się uczucie rozgoryczenia związanego z faktem, że Alexander nie podjął żadnej próby kontaktu z nią. Dziewczyna jest nieświadoma tego, że jej najlepsza przyjaciółka przechwytuje listy, które książę wysyła do niej niemal każdego dnia. Wiele zmienia się w momencie, w którym Alexander stwierdza na łamach wywiadu w telewizji, że zamieszkali razem. Przeprowadzka do niego, na którą wpłynęła miłość, jaką się nieustannie darzą, nie kończy jednak problemów, z jakimi się zmierzają. Nieprzyjemne tematy, związane ze sprawami sprzed lat, czy oskarżenia dotyczące narkotyków, okazują się być kolejnymi ciosami, wystawiającymi ich związek na następną próbę.

Książka mi się podobała. Czytało się ją szybko, podobnie jak jej poprzedniczkę, a Geneva Lee kolejny raz dała z siebie wiele i urozmaiciła mi dzień lekturą tego tytułu. Historia przedstawiona jest z perspektywy Clary, a przyjemność zobaczenia jej oczami Alexandra mamy jedynie w niektórych momentach. Nie mniej, seria wciąż jest pełna tajemnic związanych z przeszłością, mroczna, interesująca i rodząca wiele pytań, na które całe szczęście czytelnik otrzymuje odpowiedzi, aczkolwiek muszę się przyczepić do tego, że scen erotycznych moim zdaniem, jest zdecydowanie za dużo i nawet to, że są napisane z wyczuciem, nie zmienia mojego zdania na ten temat. Rozumiem, że jest to erotyk, ale po pewnym czasie, zaczyna się to robić przytłaczające, a chęć przewrócenia kilku stron jest ogromna, byleby tylko oszczędzić sobie kolejnych scen seksu. Szczęście w nieszczęściu, że sam pomysł na historię jest bardzo ciekawy i autorka dobrze radzi sobie z budowaniem napięcia, jeśli chodzi o tajemnice z przeszłości głównych bohaterów, a epilog w pełni wynagradza wszystko, bo jest jak najbardziej zaskakujący i zachęca do tego, by czym prędzej sięgnąć po kolejny tom tej serii. Podsumowując, po „Sekret księcia” warto sięgnąć, o ile nie ma się problemu z książkami, w których erotyzmu jest zbyt dużo. Ci, którzy mają z takimi scenami problem, mogą mieć sporo trudności w dobrnięciu do ostatniej strony, jednak wydaje mi się, że główny wątek jest na tyle dobry, a sam styl pisarki autorki przyjemny, by co cierpliwsi mogli przymknąć oko i skupić się na tym, co najważniejsze.


Sekrety to nie kłamstwa. ”