środa, 25 lipca 2018

M.L. Stedman - Światło między oceanami



Tytuł:  Światło między oceanami
Autor: M.L. Stedman
Liczba stron: 432


Poruszająca opowieść o niszczycielskiej sile niewłaściwych wyborów. O złych decyzjach dobrych ludzi. O szczęściu, z którego tak trudno zrezygnować… 

 Rok 1920. Tom Sherbourne, inżynier z Sydney, wciąż nie może się uporać ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny. Posada latarnika na oddalonej o 100 mil od wybrzeży Australii niezamieszkanej wysepce Janus Rock i kochająca żona Isabel, która decyduje się dzielić z nim samotność, stopniowo przynoszą mu spokój i pozwalają pokonać upiory przeszłości. Los wystawia ich jednak na ciężką próbę. Po dwóch poronieniach i wydaniu na świat martwego chłopca, Isabel dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć dzieci, i popada w depresję. I wówczas zdarza się cud: do brzegu wyspy przybija łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlęciem. Ulegając namowom żony, kierując się głosem serca, a nie zasadami moralnymi, Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na życiu wielu ludzi...


Czasami jest tak, że opinie naprawdę potrafią przekonać mnie do tego, by sięgnąć po książkę, na którą nie potrafiłam zwrócić większej uwagi. Kiedy dołożyć do tego mocną akcję reklamową, a nawet ekranizację, okazuje się, że prędzej czy później dany tytuł ląduje w moich rękach, a ja nie mam pojęcia czego się spodziewać. Czy zachwytu, który zdaje się wszechobecny, czy może rozczarowania, bo moje pierwsze odczucia okazywały się słuszne i niepotrzebnie inwestowałam w coś, co początkowo nie było mnie w stanie zainteresować? „Światło między oceanami”, jest gdzieś pomiędzy. Dlaczego? O tym za chwilę, a teraz co nieco o samej fabule.

W roku 1920 inżynier z Sydney ma spory problem z radzeniem sobie, ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny i łapie się posady latarnika na małej, spokojnej Australijskiej wyspie Janus Rock, gdzie zamieszkuje wraz ze swoją żoną Isabel. Małżeństwo dzieli ze sobą codzienność, zamieszkując w latarni. Isabel każdego dnia wspiera swojego męża w walce z demonami przeszłości, jednak w niedługim czasie sama również potrzebuje takiego wsparcia, kiedy dwukrotnie dochodzi u niej do poronienia, a skutki są opłakane, gdyż kobieta dowiaduje się, że nigdy więcej nie będzie mogła mieć dzieci. Wtedy los uśmiecha się do małżeństwa Sherbourne, choć w nieco przykrych okolicznościach. Tom znajduje na brzegu wyspy rozbitą łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlakiem, którego postanawia zabrać do domu. Isabel widząc dziecko, decyduje się je zatrzymać, nie bacząc na zasady moralne, jak i prawne, a kierując się głosem własnego serca. Tom początkowo nieprzychylnie nastawiony do tego pomysłu, z biegiem czasu zaczyna akceptować sytuację, w jakiej został postawiony, dzięki czemu tworzą pełną rodzinę, której dotąd niedane było im założyć. Niestety z biegiem czasu wszystko zaczyna się komplikować, zaś wychowywanie dziecka innych ludzi, niesie za sobą przykre konsekwencje.

„Światło między oceanami” z pewnością jest historią poruszającą, która potrafi chwycić człowieka za serce. Fabuła jest interesująca, zamysł autorki na tę książkę, jak najbardziej trafiony i teoretycznie nie można niczego zarzucić temu debiutowi, bo jakby nie patrzeć losy Toma i Isabel mają w sobie to coś, co potrafi zapaść w pamięć na długo. Historia pozornie prosta, z jaką można by się spotkać w rzeczywistości, ale głęboka i mająca przekaz, który trafia do czytelnika. Niestety na superlatywach poprzestać się nie da, ponieważ ten tytuł ma również swoje minusy. Jednym, w moim odczuciu najważniejszym jest to, że spotykamy się z obszernymi opisami, które w większość niczego konkretnego do historii nie wnoszą, przez co momentami czytanie niesamowicie się dłuży, a ja coraz bardziej niecierpliwiłam się w kwestii dotarcia do tych fragmentów, które były dla mnie najbardziej istotne. Kilkukrotnie złapałam się również na tym, że przerzuciłam kilka kartek w dół, błagając autorkę o to, by w kolejnej swojej książce, która być może trafi do mojej biblioteczki, odpuściła sobie ogromną ilość powtórzeń i opisów. Z tych, najbardziej interesującymi okazały się dla mnie te, dotyczące samej wyspy, oraz najważniejsze — latarni. Poza tym nie widziałam w pozostałych opisowych fragmentach niczego szczególnego, a całość nie zwaliła mnie w żaden sposób z nóg i o ile od zawsze preferuję książki, niż ekranizacje, bo wówczas moja wyobraźnia ma pole do popisu i własnego zinterpretowania tego, co zapisane na kartkach papieru, tak w tym przypadku, film okazał się lepszą opcją, chociaż również nie zwalającą z nóg.



Zrozumiałem, że aby myśleć o przyszłości, należy pogodzić się z tym, że nie zmieni się przeszłości. ” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz