środa, 19 września 2018

Graham Masterton - Trauma


Tytuł:  Trauma
Autor: Graham Masterton
Liczba stron: 270


Praca Bonnie nie należy do standardowych – kobieta doprowadza do porządku miejsca zbrodni. Niejedno już widziała, więc naprawdę wiele potrzeba, by zrobić na niej wrażenie. Jednak, o ile środki chemiczne są w stanie usunąć krew i inne oznaki makabry, pewnych grzechów nie da się wymazać.

Nawet nie potraficie sobie tego wyobrazić. 

Genialna, niepokojąca, wytrącająca z równowagi powieść Grahama Mastertona ukazuje to, co niewyjaśnione, z przerażającą precyzją i elegancją, odnajdując zagrożenie nawet w najzwyklejszych elementach życia codziennego.
Przekrocz granice świata Bonnie Winter. A potem spróbuj o nim zapomnieć.



Graham Masterton jest jednym z moich ulubionych autorów literatury grozy, z którym miałam styczność po raz pierwszy kilkanaście lat temu, kiedy książki tego typu, nie były dla mnie dozwolone. Po dłuższym czasie, kiedy horrory i inne powieści grozy odłożyłam na bok, na rzecz przeczytania tytułów z innych gatunków, postanowiłam wrócić do książek Mastertona i pierwszą, która trafiła w moje ręce, jest „Trauma”, która wciągnęła mnie na niecałe trzy godziny. Książka ta, to połączenie powieści „Bonnie Winter” oraz dwóch krótkich opowiadań „Szamański kompas” i „Bazgroły”. Czy warta przeczytania? Myślę, że jak większość książek tego autora, jak najbardziej, ale o tym niżej.

Sięgając po tę książkę, przede wszystkim mamy okazję zapoznać się z powieścią „Bonnie Winter”, która przedstawia nam losy trzydziestoczteroletniej Bonnie. Kobieta, która jest matką i żoną zmagającą się z osobistymi problemami, oraz pracownicą firmy sprzedającej perfumy, od pewnego czasu wykazuje się również w dość niecodziennej branży, o której większość ludzi nie chce myśleć. Jej mąż stracił pracę, gdy okazało się, że zatrudnianie pracowników z Meksyku jest bardziej opłacalne, i wówczas kobieta otworzyła firmę, która specjalizuje się w usługach komunalnych, a dokładniej mówiąc, w sprzątaniu miejsc, w których doszło do krwawych zbrodni. Niemal każdego dnia, wzywana do kolejnych domów, musi zachować zimną krew, spotykając się z brutalnymi, nieraz przykrymi historiami ich mieszkańców, którzy odbierali życie sobie, lub swoim bliskim, pozostawiając po sobie ślady, w których pozbyciu się nie pomoże zwykła woda z płynem. Rozpoczynając pracę w tej branży, Bonnie nie przypuszczała jednak, że z czasem, jej życie wywróci się do góry nogami, za sprawą larw motyli. Motyle te, mają swoją historię owianą legendami, z jaką kobieta zapoznaje się z pomocą znajomych i lokalnego etymologa, nieświadoma tego, z czym przyjdzie jej się zmierzyć...

Ciężko jest nazwać tę książkę horrorem. W samej „Bonnie Winter” nie ma zbyt wiele grozy, która sprawiłaby, że włosy na karku stają dęba, niemniej powieść ta ma swój niepowtarzalny klimat, który zawdzięcza przede wszystkim dość szczegółowym opisom miejsc zbrodni, oraz tego, w jaki sposób i przy pomocy jakich rzeczy, główna bohaterka radziła sobie z ich uprzątnięciem. Nie brak w tej historii wzmianek o odorze starej zaschniętej krwi, resztek mózgu rozpryśniętych po ścianach, czy robactwa, które zdaje się wszechobecne. Nie znaczy to jednak, że autor skupił się tylko i wyłącznie na przedstawieniu tego, z czym spotykają się czyściciele. Wręcz przeciwnie, w powieści nie zabrakło momentów, które nie są w żaden sposób związane z pracą głównej bohaterki.
Wraz z kolejnymi rozdziałami, mamy okazję zapoznać się z jej życiem prywatnym, poznać męża, który nie jest ideałem, a nawet nastoletniego syna, który wcale nie ułatwia Bonnie życia i pomiędzy kolejnymi stronami, pakuje się w niemałe kłopoty, przyprawiając matkę o siwe włosy. W całość autor wplótł również dość ciekawy wątek, kręcący się wokół Meksykańskich legend, który w mojej opinii został wyraźnie opisany, dzięki czemu jest w pełni zrozumiały i nie pozostawia żadnych pytań w głowie czytelnika, na które nie byłoby odpowiedzi.

Jak już wspomniałam, „Trauma” składa się z wyżej opisanej powieści, jak i dwóch krótkich opowiadań, których nie będę w żaden sposób streszczać. Mogę jednak powiedzieć, że oba bardzo mi się spodobały. „Bazgroły” to opowiadanie, które wywołało ten dreszczyk, jakiego brakowało w trakcie czytania głównej historii. Miało w sobie to coś, dzięki czemu ma się to poczucie, że jednak w książce jest coś z horroru, który ma na celu wzbudzić w nas niepokój. Jeśli chodzi o „Szamański kompas”, to tutaj pierwsze strony nieco mi się dłużyły i nie byłam pewna tego, jak potoczą się losy głównego bohatera, ale już w połowie, wiedziałam, że i to opowiadanie, zapadnie mi w pamięć na dłużej. Podsumowując, polecam książkę z czystym sumieniem szczególnie tym osobom, które gustują w powieściach grozy, a które mają ochotę przeczytać coś krótkiego w trakcie nadchodzących jesiennych wieczorów, bo jest to pozycja cienka, mająca zaledwie 270 stron, ale umiejąca w pełni wciągnąć czytelnika.




2 komentarze:

  1. Co za niezwykły pomysł na fabułę! Nigdy się nie interesowałam tym autorem, ale zaraz się zainteresuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto się zainteresować. Wybór w książkach jest spory i wydaje mi się, że każdy kto lubi grozę, znajdzie coś dla siebie. Jedne książki są lepsze, inne nieco słabsze, ale jak dotąd nie trafiłam na tytuł, którego czytanie byłoby marnowaniem czasu :)

      Usuń