poniedziałek, 24 września 2018

Stephen King - Przebudzenie


Tytuł:  Przebudzenie
Autor: Stephen King
Liczba stron: 398


W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę i widzi intrygującego mężczyznę, jak się okazuje, nowego pastora. Charles Jacobs wraz ze swoją piękną żoną odmieni miejscowy kościół. Mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs; kobiety i dziewczęta – w tym także matka Jamie’go i jego ukochana siostra Claire – tym samym uczuciem darzą wielebnego Jacobsa. Jednak kiedy rodzinę Jacobsów spotyka tragedia, a charyzmatyczny kaznodzieja wyklina Boga i szydzi z wiary, zostaje wygnany przez zszokowanych parafian.


Jamie ma własne demony. Od wielu lat gra na gitarze w zespołach na terenie całego kraju i wiedzie tułaczy żywot rock-and-rollowego muzyka, uciekając od rodzinnej tragedii. Po trzydziestce – uzależniony od heroiny, pozostawiony na pastwę losu, zdesperowany – Jamie ponownie spotyka Charlesa Jacobsa, co ma głębokie konsekwencje dla nich obu. Ich więź przeradza się w pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło, a Jamie odkrywa, że słowo „przebudzenie” ma wiele znaczeń.



Ta bogata, niepokojąca powieść prowadzi czytelnika przez pięć dekad do najbardziej przerażającego zakończenia, jakie kiedykolwiek wyszło spod pióra Stephena Kinga. To arcydzieło Kinga, nawiązujące do twórczości takich wybitnych amerykańskich pisarzy jak Frank Norris, Nathaniel Hawthorne i Edgar Allan Poe.

Jak wiadomo, Stephen King to jeden z moich ulubionych autorów powieści grozy, po którego książki sięgam bardzo chętnie. Po tym, jak przed kilkoma dniami obejrzałam serial „Castle Rock” na motywach prozy Kinga, sięgnęłam po „Przebudzenie”, które niedawno zagościło na mojej półce i nad którym spędziłam długie godziny, nie spiesząc się zbytnio z czytaniem, bo książki tego autora nie należą wcale do lekkich, jednak są na tyle świetne, że lekkie ociąganie się i odkładanie w czasie dobrnięcia do końca danej historii, sprawia naprawdę sporo satysfakcji. Stephen King ma zwyczaj umiejscawiania swoich bohaterów w małych amerykańskich miasteczkach, których klimat potrafi przedstawić w rewelacyjny sposób. Nie inaczej jest w przypadku dzisiaj recenzowanego tytułu.

Cała historia skupia się przede wszystkim na Jamiem Mortonie, którego poznajemy jako kilkuletniego chłopca, który wraz z rodzicami i rodzeństwem wiedzie spokojne życie w małym miasteczku znajdującego się w Nowej Anglii. To właśnie wtedy, Jamie poznaje nowego pastora tamtejszego kościoła, z którym szybko łączy go niepowtarzalna więź, która nie przypuszczał, że będzie się ciągnąć całymi latami. Pastor Charles Jacobs jest bowiem młodym człowiekiem, który do tej małej, ale bardzo religijnej społeczności, został przyjęty z pewną dozą dystansu. Szybko jednak udowodnił jej mieszkańcom, że kościół jest miejscem, nad którym potrafi sprawować właściwą opiekę, a co ważne, że jest człowiekiem z naprawdę dużą wiarą. Na jego korzyść podziałało również to, że potrafił znaleźć wspólny język z miejscową młodzieżą, którą potrafił zainteresować tematem religii, ale też nauką. Co go wyróżniło, że zaskarbił sobie sympatię wielu osób? Jego zainteresowanie elektrycznością, które stało się wręcz chorobliwe, za sprawą wiary pastora w to, że ma ona olbrzymi wpływ na ludzkość, oraz magiczne właściwości, na których skupiał swoją uwagę. Sympatia ta nie mogła trwać jednak wiecznie. Po tym, jak pastor stracił żonę i synka w wypadku samochodowym, wygłosił Straszne Kazanie, które zmieniło dosłownie wszystko, w tym również umiejscowienie czasowe całej historii. Od tego momentu spotykamy się z Jamiem, który jest już dorosłym, choć wykończonym narkotykami mężczyzną, który mimo wszystko rozpoznaje bez chwili wahania dawno niewidzianego Charlesa Jacobsa, dzięki któremu w dzieciństwie doświadczył cudu. To właśnie wtedy, mimo tego, że obaj posiadają własne demony, z którymi muszą się zmagać, pozwalają na to, by los związał ich losy na zawsze, nie zważając na to, czy tego chcą, czy nie.

Przez długi czas zapoznajemy się z latami młodości głównego bohatera. Przeżywamy z nim lata, w których dorastał. Czytamy o pierwszych narkotykach, z jakimi miał styczność, jego pierwszej miłości, jak i wyjeździe na studia, oraz dołączeniu do pierwszej kapeli muzycznej. Przede wszystkim jednak każdy z poszczególnych etapów Jamiego, przedstawia nam to, w jaki sposób kształtowała się jego osobowość, która sprawia, że jest bardzo ciekawą postacią, na której temat chce się wiedzieć jeszcze więcej. Postać pastora Charlesa Jacobsa jest równie ciekawa. Jego zainteresowanie elektrycznością i poczynania z nią związane, są naprawdę ciekawym wątkiem, który czyta się z olbrzymim zainteresowaniem, mając z tyłu głowy myśl, że coś jest nie w porządku, a postać ta, jak na kogoś powiązanego z kościołem, jest naprawdę intrygująca, a zarazem niepokojąca.
W książce tej nie brak więc przedstawienia głównego bohatera z perspektywy jego dzieciństwa, co dla każdego fana Kinga, jest z pewnością charakterystyczne. Tak naprawdę „Przebudzenie” samo w sobie, przez bardzo długi czas, nie przypomina horroru. Bliżej mu do powieści obyczajowej, w której zapoznajemy się z bohaterami, oczekując niecierpliwie tego zaskakującego mrocznego momentu, który tak naprawdę w przypadku tego tytułu, jest odkładany do niemalże samego końca. Budowanie napięcia, przez świadomość, że ma się do czynienia z książką Mistrza Grozy, sprawia, że tytuł bardzo wciąga, a ilość pojawiających się w głowie pytań i przypuszczeń dotyczących zakończenia tej książki, rośnie nieustannie.
Jeśli chodzi o wady, a właściwie jedną wadę, to wydaje mi się, że jednak treści dotyczące tajemniczego paktu, mogłyby się pojawić trochę wcześniej, by podbudować napięcie. Był moment, że kolejne strony zaczynały mi się dłużyć, przez przedstawienie kolejnych dekad życia Jamiego. Nie mniej, wychodzę z założenia, że cierpliwość popłaciła, bo kiedy już dostajemy wszelkie wyjaśnienia, to otrzymujemy mroczną, wręcz naelektryzowaną powieść, której przeczytanie nie było straconym czasem w żadnej minucie, a „Przebudzenieto książka z rewelacyjnym, mrocznym finałem, do której niejednokrotnie jeszcze wrócę, podobnie jak i do innych tytułów Kinga, które zapadły mi w pamięć.



Nie ma żadnego dowodu, że jakiekolwiek zaświaty istnieją; żadnej podstawy naukowej; jest tylko suche zapewnienie, połączone z naszą silną potrzebą wiary, że to wszystko ma sens. ” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz